sonda
VCF.pl - Strona Główna
Panel użytkownika załóż konto przypomnienie hasła
RSS RSS

VALENCIA CF – AKTUALNOŚCI

Wspomnienie lepszych czasów

Zdzisław Lewicki, 11.02.2021; 22:31

Felieton Sida Lowe’a

Po ostatnim gwizdku niedzielnego spotkania na San Mamés, piłkarze Valencii skierowali się w stronę w tunelu z rzadko już spotykanym entuzjazmem. Czekało na nich popiersie Pichichiego, napastnika, który zdobył Copa del Rey w 1914, oraz Marcelino García Toral, trener, który zdobył je 105 lat później. José Luis Gayá dotarł pierwszy, drugi był Gabriel Paulista, następnie Maxi Gómez. Jaume Doménech dołączył z otwartymi ramionami i uśmiechem na ustach. Pozostali radośnie podążyli za nimi.

Ścieżki zawodników i szkoleniowców przecinają się nieustannie. Ich życie to ciągłe odejścia i spotykanie swoich kolegów po drugiej stronie. Większość przywykła do zmian i powrotów. I nie myślcie, że oni to lubią. Każdego tygodnia jest ktoś, jakieś wspomnienie; brak kibiców i zamknięcie szatni powodują, że boisko stało się miejscem spotkań bardziej niż kiedykolwiek. To było jednak coś innego, głębszego, nie tylko zbicie piątki i krótkie cześć. Bardziej publiczne i znaczące, sentymentalne. Dłuższe i cieplejsze, symboliczne, szczere i z nutą rebelii, czegoś właściwie niemal nielegalnego w ich jedności – wspomnienie, jak to kiedyś było i być powinno.

W niedzielę piłkarze Valencii po raz pierwszy zobaczyli człowieka, który, jak ujął to Gabriel, pomógł ich stworzyć. Trenera, który jako 13 osoba w ciągu 5 lat, miał wydostać klub z kryzysu, i z 12. miejsca w lidze doprowadził ich do miejsc gwarantowanych kwalifikacjami do Ligi Mistrzów oraz do Pucharu Króla – ich pierwszego trofeum poza towarzyskimi pucharami Myszki Miki – tylko po to, by zostać zwolnionym trzy mecze później. Został wyproszony z Mestalla, chociaż klub świętował najlepszy czas od niemal dwudziestu lat [pod względem sukcesów, a nie rangi drużyny – przyp. tłum.] i przynajmniej wydawał się być stabilny. Nie widzieli go od wtedy.

Marcelino wrócił do piłki miesiąc temu, objął funkcję trenera w Athleticu. Zdążył wygrać superpuchar kraju, czeka na rozegranie zaległego finału pucharu z 2020, który ma odbyć się 4 kwietnia, oraz dotarł już do półfinału tychże rozgrywek w 2021. Grał i wygrał z Realem Madryt, 3-krotnie zmierzył się i raz wygrał z Barceloną, a w ten weekend przyszła pora na Valencię. Dlatego też, chociaż Marcelino wystawił 4 z podstawowej jedenastki, wszyscy zgadzali się co do tego, że było to wydarzenie.

„Twarzą w twarz” – pisało Las Provincias. „Na pewno będzie inaczej. Pracowałem tam przez ponad dwa sezony i było wyjątkowo; mam piękne wspomnienia” – przyznał Marcelino przed meczem. Marca opisała mecz jako „nieodpowiedni dla wrażliwych”. A Super Deporte wybrało klimat napięcia: to było, w końcu, dość ważne spotkanie dla Valencii, przedstawili więc pół twarzy Marcelino jako samą czaszkę i napisali „zawsze bohater, ale dziś nasz wróg”.

Większość uważa jednak, że prawdziwy wróg jest gdzie indziej, tysiące kilometrów dalej: to człowiek, o którym Marcelino nie zająknął się, kiedy wyrażał wdzięczność zawodnikom, sztabowi i kibicom. Petera Lima, którego Meriton jest właścicielem klubu, nie widziano w Hiszpanii od grudnia 2019. Natomiast Anil Murthy, prezydent, właśnie wyleciał do Singapuru. Pośród ich nieobecności, unikając niezręczności i chłodnych formalności, piłkarze i sztab wreszcie mogli poczuć się lepiej. „Mój drogi Marcelino” – mówi nagłówek w pomeczówce AS-a, rzucający światło na wyrwę, jaka po nim pozostała. Rzucający również światło na to, komu wierni byli piłkarze.

Stali tak przy linii bocznej przez dłuższą chwilę, śmiejąc się i rozmawiając. Radosne momenty to wciąż żywe wspomnienie – Valencia wciąż jest aktualnym zwycięzcą pucharu – ale te wydają się obecnie jakby z innych czasów. Marcelino odszedł przeszło 500 dni temu, we wrześniu 2019, jego relacje z właścicielem załamały się, a od wtedy wydarzyło się wiele. To nie tylko to, co z nimi osiągnął, czy że te dni już minęły; to poczucie odejścia tych dni bezpowrotnie, uczucie regresu, rozczarowania, mroku, dystansu między fanami i właścicielami klubu, którzy potrafią, jednocześnie, niechętnie dzielić się swoimi planami, składać obietnice bez pokrycia i bezceremonialnie szczerze przekazywać, co o nich myślą.

Podział pogłębia się. Tam, gdzie niegdyś spodziewalibyśmy się tylko białych chusteczek, przez pandemię pojawia się więcej kreatywności. Fani wynajęli orkiestrę Mariachi, aby ta śledziła Murthy’ego i grała protest-song. W mieście pojawiły się znaki wskazujące na oddalony o 11 116 kilometrów Singapur, banery „nasze uczucia to nie biznes”, przeróbki hollywoodzkich plakatów z Limem, między słowami. Przy drodze nieopodal Sagunto, na północ od Walencji, stoi duży, stary budynek. Opuszczony dawno temu, dziś rozpada się, a jego ściany pokrywają graffiti. Na jego dachu wzniesiono napis: „Meriton”.

Chociaż przyczyny sięgają bardziej wstecz, może wydawać się, że wszystko zaczęło się wraz z odejściem Marcelino, jakby obrażenia były zadane samemu sobie. Jeśli tak musiało być – a pojawiają się sugestie, że tak było – nie zostało to [do końca] wyjaśnione. „To piękna historia i nie da jej się wymazać” – podsumował Marcelino. Nie tylko Marcelino odszedł, za nim pożegnano się z Pablo Longorią, Mateu Alemanym, Paco Camarasą. Nawet lekarz drużyny odszedł. Gracze również, zwłaszcza ci, którzy stanęli w obronie Marcelino.

„Ktokolwiek podjął tę decyzję, ciągnie w dół całą drużynę i kibiców” – napisał Ezequiel Garay po zwolnieniu Marcelino. „Mówię to głośno i wyraźnie: to nie jest uczciwe”. Wkrótce zmienił otoczenie, wyrażając publicznie żal o kampanię nastawioną na naruszenie jego reputacji. Dani Parejo zasugerował wcześniej, raczej optymistycznie, że w końcu ma trenera, który „nie musi przejmować się tym, że zaraz się go pozbędą”; a kiedy Marcelino został wygoniony, podziękował mu i podkreślił, że „osiągnie sukces wszędzie, gdzie dadzą mu pracować”. Parejo został sprzedany tego lata, do Villarrealu – decyzja tyleż ekonomiczna, co i polityczna.

Francis Coquelin, Rodrigo Moreno, Geoffrey Kondogbia oraz Ferrán Torres są pośród ośmiu piłkarzy, którzy odeszli razem z Danim. Villarreal wziął Parejo i Coquelina za łącznie, zaledwie, 8 milionów euro, a następnie [w styczniu 2021], jakby trollując, sprowadzili Étienne’a Capouego – gracza, którego jako ich następcę upatrzył Javi Gracia.

Garcia to trzeci trener Nietoperzy po Marcelino, ale blizny po tamtej decyzji wciąż mają wpływ na pracę następnych. Sposób zarządzania klubem również wiele zmienia, to model, w którym szkoleniowiec jest „funkcjonariuszem”, jak to ujął prezydent w niesławnych słowach. Gracia chciał już odejść, ale został, ponieważ odmówiono mu wypłaty 3 milionów euro z góry, a on sam nie chce płacić kary za zerwanie umowy. Wiedzą o tym piłkarze, wiedzą o tym wszyscy. Relacje prezydenta oraz właściciela z Gracią, wściekłego porażką w zakontraktowaniu nowych członków kadry, sięgnęły dna. W tym oknie trzech zawodników zostało wypożyczonych – Patrick Cutrone, Christian Oliva i Ferro – szybko podzielił się uwagą, że „nie byłem [w to] zaangażowany; klub poinformował mnie o tym, kiedy uznał to za stosowne”. Dzień wcześniej, potwierdził, „nie wiedział o tym”.

Z powyższych żadne nie sprzyja budowaniu sukcesu, a już z pewnością nie w krótkim okresie. Bywały dobre chwile – jak cztery gole przeciwko Realowi Madryt – i piłkarze, którzy stanęli na wysokości zadania. Zwłaszcza Gayá, również i Carlos Soler w środku pola. Pojawiają się nowi, młodzi, z dobrej szkółki, z której można czerpać garściami. Cieszyły występy Yunusa Musaha, Gonçalo Guedes być może wraca do dobrej dyspozycji, a Uroš Račić, Daniel Wass i Gabriel są solidni. Jednak podczas gdy 7 z początkowej jedenastki wciąż jest w klubie, a dołączył jeszcze Maxi – jego ciepła, serdeczna rozmowa z Marcelino była uderzająca, zważywszy na ich krótki okres razem – i są jeszcze inni, dobrzy zawodnicy, to problemy wciąż nie znikają.

Wszystko to może jedynie wpłynąć negatywnie na osiągane wyniki. „Decyzja, którą podjęli, to decyzja, którą podjęli – a wyniki można ocenić samemu”, skwitował Marcelino w miniony weekend. Dziewiąta w zeszłym sezonie, Valencia rozpoczęła mecz jako czternasta w tabeli, cztery punkty nad strefą spadkową. „Naszym celem nie powinno być [jedynie] przetrwanie”, ocenił Carlos Soler, a niedługo po zakończonym meczu Gracia wciąż upierał się, że „to, do czego aspirujemy, będzie widoczne w ostatnich tygodniach”, ale oni zdają sobie sprawę z tego, kim się stali. Dlatego też parada Domenecha i gol Gabriela były tak istotne. „To ważne, że wyjeżdżamy stąd z punktem” – powiedział. A wyjechał widząc, że Marcelino był jeszcze ważniejszy, nawet jeśli to tylko wspomnienie lepszych czasów.

Sid Lowe, The Guardian.

Kategoria: Felietony | The Guardian skomentuj Skomentuj (6)

KOMENTARZE

1. bart12340012.02.2021; 09:58
bart123400Fajny tekst. Obejrzenie tego jaki piłkarze mają stosunek do Marcelino pokazywało jaka wtedy panowała atmosfera w szatni. Myślę, że piłkarzom, garnąc tak do Marcelino, też tego brakuje. Piękny i nostalgiczny zarazem obrazek.
2. idler12.02.2021; 13:05
idlerSekcja komentarzy pod tym artykułem jest dobrym miejscem żeby wspomnieć o akcji przeprowadzanej przez miejscowych kibiców. Jeżeli ktoś posługuje się angielskim to poniżej zamieszczam link:

https://www.reddit.com/r/soccer/comments/lhhuwy/valencia_cf_needs_help_from_football_fans_around/

Generalnie przesłanie jest takie, że grupa próbuje drogą sądowa rozwiązać problem oskarżając Petera Lima o defraudacje. Poszedł już jeden pozew, który jest wynikiem działania posiadaczy 1% akcji. Kolejne, bardziej radykalne kroki, wymagają uzbierania grupy posiadającej 5% akcji.

Równolegle grupa stara się zwracać uwagę na problem poprzez nagłaśnianie sprawy w takich czasopismach jak NY Times czy Eurosport, no i oczywiście którego efektem jest powyższy artykuł napisany przez Sida Lowe'a dla The Guardian.

Grupa prosi też o wrzucanie swoich zdjęć z hasztagiem #LimOut w koszulce swojego klubu i pod jego stadionem (lub w innych okolicznościach, liczy się po prostu ich ilość) żeby zwrócić uwagę szerszej grupy odbiorców. Tak więc jeżeli chcecie się do sprawy dorzucić to zachęcam do zapoznania z tematem na reddicie i wrzucenie fotki.

Ja sam nadal nie wiem co o całej sprawie myśleć, ponieważ mam czasami wątpliwości, co do tego jakie są prawdziwe motywy kupna klubu przez Lima, ale zapewne też wkrótce dołączę do tej akcji.
3. Dzidek12.02.2021; 13:09
Dzidekidler, dzięki.

Skontaktowałem się z Carlosem, wstawimy tutaj zebrane przez nich 101 występków Meritonu, które wydali w formie PDF-a

Motywy oczywiście nie są jasne, nie jest też oczywiste czy faktycznie mają na sumieniu coś poza niegospodarnością i małym zainteresowaniem osiągnięcia przez VCF sukcesu. Niemniej -- efekt i tak jest taki, że doprowadzili do kolejnego kryzysu, który może zakończyć się wypadnięciem z elity krajowej. Dobrze, że dzieje się to dziś, a nie np. 3 lata temu, bo takie Deportivo za niedługo może polecieć do 5. ligi.
4. Olivio12312.02.2021; 17:03
Obrazki, jakie mogliśmy oglądać w ostatni weekend podczas meczu z Bilbao - serdeczność i relacje łączące naszych piłkarzy z Marcelino - wyciskały łzy wzruszenia. To była piękna strona futbolu. Złą stroną futbolu jest ten chuj z Singapuru i jego banda.
5. longer14.02.2021; 12:14
longerFajny choć smutny tekst. Dzieki Idler Zdjecie wrzuce na pewno (przynajmniej tyle można zrobić)
6. lisovski14.02.2021; 14:39
lisovskiPiękny artykuł łza się w oku kręci i ta czaszka . Miód. Szkoda że autor nie nadmienił że ta degrengolada klubu trwa od lat. Przyczyniły się do niej w mniejszym lub większym stopniu ludzie z samej Valencii swoimi działaniami. Za przykład wystarczy to że Real kupił od miasta grunty pod SB za symboliczne euro. Kibice w Valencii są wymagający i tylko wymagający lubują się w różnych protestach i tyle . Niema w tym mieście kogoś kto chciał by rozwiązać problemy raczej większość chciała by podpiąć się pod markę i czerpać korzyści . Klub upada Lim tylko odroczył ten proces i każdy kto przypisuje ten upadek jemu prawdopodobnie kibicuje temu klubowi od niedawna.