sonda
VCF.pl - Strona Główna
Panel użytkownika załóż konto przypomnienie hasła
RSS RSS

VALENCIA CF – AKTUALNOŚCI

III Zlot Kibiców Valencii w Krakowie

Artur Szczygielski, 25.11.2011; 15:28

Relacja!

W dniach 18-20 listopada odbył się III Oficjalny Zlot Kibiców Valencii w Krakowie, gdzie kibice, fani i sympatycy drużyny „Blanquinegros” z całej Polski spotkali się we wspólnym gronie, aby móc się poznać, porozmawiać, wymienić poglądami, pograć w piłkę na hali, oraz we wspaniałej, kibicowskiej atmosferze obejrzeć swoich ulubieńców na ekranie i doznać tych wszystkich emocji jakie towarzyszą na każdym, naszym Zlocie. Zapewne każdy każdy teraz zastanawia się jak to wszystko wyglądało, ale jednego możecie być pewni – Było fantastycznie, a ci, którzy nie mogli z różnych przyczyn pojawić się na Zlocie, mają czego żałować. A więc...

Wstęp

Minęły dopiero parę dni, a wszystko pamiętam jak przez mgłę... więc z góry przepraszam, jeśli będę mylił co poniektóre osoby i ich ksywy, jakby co to proszę dać mi jakoś znać. Pozdrawiam.

Początek

Wszystko zaczęło się około 29 września, kiedy to nasz główny organizator Przemysław Balcerek aka „Balcer” napisał wiadomość na forum, że w dniach 18-20 listopada zostanie zorganizowany III Zlot Kibiców Valencii. Te dni wybrano akurat dlatego, że 19 listopada na własnym bosku „Los Ches” podejmowało (tfu) jedną z najlepszych hiszpańskich drużyn, czyli Real Madryt. Mecze te zawsze należały do ciekawych i kontrowersyjnych, dlatego też ten mecz na szczycie postanowiliśmy obejrzeć. Niektórzy pewnie pytają się dlaczego Kraków? Dlatego, ponieważ właśnie na południu leży największe skupisko kibiców Valencii, a do tego na miejscu było parę osób (teraz to nie pamiętam dokładnie), zwłaszcza Nokaut, który zajął się noclegami, salą i barem.

Do końca nie byliśmy pewni z wyborem sali czy orlika, sam wolałem orlik, ale nikt nie był pewny warunków pogodowych jakie mogły zdarzyć się tamtego dnia, kiedy mieliśmy grać, potem okazało się, że i tak było zbyt zimno na grę na dworze, chociaż nikt i tak na to już nie patrzył.

Padł również pomysł, aby zrobić jakiś gadżet upamiętniający nasz Zlot, więc po paru naprawdę dobrych i ciekawych pomysłach, w końcu zdecydowano się na koszulki, do których projektantem był Rafał (RaFilez) z Jastrzębia Zdrój. Koszulki są tak świetne, że Rafał w przyszłości może liczyć na pracę w Jomie, i kto wie, może kiedyś zaprojektuje przyszłe stroje dla Valencii.

Zobacz projekt koszulek: przód, tył

Dla tych, którzy zdecydowali się na noclegi zarezerwowano hostel „3 Kafki” w cenie 30 zł za nocleg, co nie było aż tak dużym wydatkiem jak na Kraków. Po uzgodnieniu absolutnie wszystkiego, wpłaceniu pieniędzy i deklaracji uczestników, należało już tylko czekać, aż dni powoli upłyną i w końcu nadejdzie ta chwila, na którą z niecierpliwością czekali wszyscy, czyli Zlot w Krakowie. Teraz już chyba będzie z górki, a więc...

Dzień pierwszy

Szczerze, jestem całkowicie pewien, że ja jako pierwszy rozpocząłem przygodę ze Zlotem. Od razu wiedziałem, i wciąż w głowie powtarzałem sobie, że już wiem jak to się skończy, i nie pomyliłem się. Po nieprzespanej nocy o godzinie 6.32 wyruszyłem pociągiem z Inowrocławia w podróż do Krakowa. Na zachętę mogę dodać, że czas takiej podróży to tylko około 12 godzin w jedną stronę, i uwaga, z tylko 1 przesiadką przez Poznań. Oszczędzę wywodu o tym co robiłem w pociągu, ale po 12 godzinach podróży o suchym pysku pragnąłem tylko jednego... coś zjeść. Pociąg jak zwykle był opóźniony, ale tylko o 30 minut, więc tragedii nie było. Zadzwoniłem do Balcera i uzgodniliśmy, że spotkamy się na stacji, gdzie dalej postanowimy co robić.

Wysiadłem z pociągu, przebiłem się przez hordę ludzi próbujących zagrodzić mi drogę do celu i nareszcie schodząc ze schodów zobaczyłem znajomą twarz. To był Balcer, a obok niego stał stał jeszcze nieznany mi Paweł (Bolo). Przywitaliśmy się i postanowiliśmy najpierw wyruszyć do Hostelu „3 Kafki”, który znajdował się na alei Słowackiego 29.

Przeszliśmy przez Galerię Krakowską i wyszliśmy na Kraków. Poczułem się jak w Las Vegas, w porównaniu do mojej małej, daleko położonej wioski. Poszliśmy na przystanek tramwajowy i czekaliśmy około 5 minut, lecz wtedy Balcer zarzucił, że skoro jest to niedaleko to możemy pójść pieszo, tak więc tak uczyniliśmy.

Przeszliśmy przez tunel i wyszliśmy na jakiś park. Popytaliśmy się jakichś (fajnych) dziewczyn o drogę i skierowały nas prosto. Szliśmy dalej i dalej i coraz mniej byliśmy pewni, że idziemy we właściwym kierunku. Pytaliśmy dalej, ale większość ludzi nie znała Krakowa, taki urok miasta turystycznego/studenckiego.

W końcu ujrzałem napis „3 Kafki” i uniosłem ręce w geście triumfu, ale był to niestety fałszywy alarm, bo hostel miał dwie siedziby i akurat musieliśmy trafić na tę niewłaściwą. Mimo wszystko wierzyliśmy wszyscy w zdolności terenowe Balcera i razem z Bolo, ani trochę... nie wątpiliśmy, że doprowadzi nas do celu podróży. Parę telefonów i po małych przejściach znaleźliśmy się na alei Słowackiego. Na pasach jakiś pajac nieznający się na przepisach drogowych próbował nas przejechać, więc pokazaliśmy i powiedzieliśmy co o nim myślimy i dalej szliśmy, szliśmy i szliśmy, aż znów ukazał się znajomy napis, jednakże tym razem trafiliśmy do celu, zmęczeni, głodni, ale szczęśliwi. Ten kto napisał, że hostel jest parę metrów od galerii ten zrobił nam doskonały dowcip, udał się.

Zadeklarowaliśmy się w środku i weszliśmy na górę. Klimat hostelu przypominał mi połączenie „Reca” z „Tożsamością Bourne'a”, czyli bardzo przyjemny i klimatyczny. Weszliśmy na samą górę, zapukaliśmy i drzwi otworzył nam ktoś nieznany. Chwila niepewności, ponieważ nikt z nas nie miał na sobie barw Valencii, ale po uśmiechach wszyscy wiedzieli już o co chodzi. To był Dexter. Ugościł nas, odpoczęliśmy 5 minut, ogarnęliśmy się i wyszliśmy po następną osobę.

Rozmawialiśmy o Valencii, jedzeniu i piciu, czyli nic nowego. Przeszliśmy parę przecznic i na przystanku tramwajowym przywitaliśmy Huberta. Wymieniliśmy uprzejmości, wróciliśmy do hostelu i z powrotem ruszyliśmy na podbój Krakowa. Umówiliśmy się przy jednym z kebabów gdzie czekał na nas Flaku ze znajomymi, o ile pamiętam pojawił się również Dzidek i Ulesław, nasza szlachta redaktorska.

Jeśli ktoś nie wie co postanowiliśmy to poszliśmy się napić do angielskiego pubu. Było nas sporo i przeszliśmy przez rynek krakowski, na którym spokojnie mogliśmy zagrać mecz, brakowało jedynie piłki. Wstąpiliśmy do pubu i zajęliśmy miejsca. Wszyscy kupili oczywiście piwo. W telewizji leciał mecz polskiej ekstraklasy pomiędzy Jagiellonią Białystok a Śląskiem Wrocław. Mecz nie czarował jak mecze Valencii, ale miejscami było na co popatrzeć. Porozmawialiśmy, popiliśmy, niektórzy nawet pograli w piłkarzyki z Anglikami i nawet wygrali. Było jakieś rzucanie krzesłami, ale chyba to było w żartobliwym tonie i niech nikt nie myśli, że coś się działo. Było przyjemnie, ale większość musiała się już zbierać, tak więc uciekliśmy z pubu, ale dla kibiców Valencii nigdy nie jest za dużo wrażeń, tak więc wybraliśmy się do kolejnej knajpy w składzie: Ja-Zakkusu, Balcer, Hubert, Bolo i Dexter.

Usiedliśmy i zamówiliśmy 5 litrową „Wieżę” i robiliśmy to co potrafiliśmy najlepiej, i nie chodzi tutaj oczywiście o picie... Do „Wieży” dostaliśmy frytki za 1 grosik, co było istnym hitem. Nie mam pojęcia ile tam siedzieliśmy, ale po jakimś czasie pojawił się Rafał (RaFilez, którego przywitaliśmy godnie jak trzeba). Zamówiliśmy kolejną „Wieżę” z frytkami. Rafał był tak miły, że pozwolił mi założyć swoją flagę na plecy. Jaki ja byłem dumny. Po chwili jacyś turyści czy studenci siedzący za nami zaczęli rozmawiać po hiszpańsku i nie wiem czy mi się przesłyszało, ale usłyszałem pewno słowo na B. i poszedłem koło nich sprawdzić czy niby nie prowokują mnie, a ja lubię takie akcje. Niestety, bądź może nie, to był fałszywy alarm, tak więc wróciłem na miejsce, dokończyliśmy piwo i w bardzo dobrym stanie wróciliśmy w 6 do hostelu.

Po drodze wstąpiliśmy po zapas jedzenia... tak jasne, kto by uwierzył. Na miejscu rozmawialiśmy, przywiesiliśmy flagi do zasłon, co nie było łatwym zadaniem; rano były problemy z ich odwiązaniem, teraz wiem, że ta trudna część była moją zasługą. Niektórzy byli bardzo zmęczeni i położyli się do wyra, a ja z Hubertem postanowiliśmy jeszcze trochę pogadać. Były jeszcze plany obrócić coś do picia, ale na całe szczęście tak się nie stało, i nie mogę sobie przypomnieć dlaczego. Poszliśmy spać mniej więcej o godzinie 3-5., czyli źle nie było...

Dzień drugi

Obudziłem się dosyć wcześnie, bo o godzinie 10. byłem już na nogach. Wszyscy spali bądź próbowali spać, ja jednak umówiłem się z koleżankami w Galerii Krakowskiej i musiałem się jak najszybciej ogarnąć, co przychodziło z niemałym trudem. W końcu jednak udało się. Zszedłem do recepcji po mapę i wyszedłem na dwór. Było niezbyt przyjemnie, jeśli chodzi o pogodę, tak więc jak najszybciej dostałem się pod Galerię i spotkałem się z dziewczynami: Dominiką i Faustyną. W międzyczasie zadzwoniłem do Nokauta, aby dowiedzieć się jak dostać się na halę. Wytłumaczył mi rzetelnie za co dziękuję mu bardzo. Zdecydowaliśmy pójść do McDonalda na kawę, której potrzebowałem jak powietrza. Tam na miejscu spotkałem Kakę (Kamila). Jeśli nie wiesz gdzie spotkać kibica Valencii, to spotkasz go w McDonaldzie. Od zawsze to jest pierwszy punkt, którego szukamy na Zlotach (tak na przyszłość).

Pogadałem z dziewczynami, po czym dołączyli do nas Kaka i nowo poznany mi JohaJairo. Przywitaliśmy się wszyscy, pogadaliśmy, i już nie było czasu na nic innego, więc ruszyliśmy na halę. Po drodze zaczepiły nas jakieś dziewczyny chcące sprzedać nam jakieś perfumy, i prawie im się udało. Miały dobrą gadkę, gdyby nie chłopaki wepchnęłyby mi dosłownie wszystko. Tak więc wsiedliśmy w tramwaj i mieliśmy, a raczej ja miałem problem ze skasowaniem biletu, nieźle mi to wyszło. Po czasie wysiedliśmy z tramwaju i trafiliśmy wprost na kibiców Valencii. Więcej szczęścia nie mogliśmy mieć. Wszyscy razem poszliśmy na halę, z którą były jakieś problemy, bo nie mogliśmy wejść do środka, ale wszystko skończyło się dobrze. W końcu nas wpuścili, i w szatni przebraliśmy się w stroje sportowe, w szczególności w stroje Valencii i o 13.30 rozpoczęliśmy wspólne granie. Byli wszyscy, których wcześniej wymieniłem, doszedł Łyku, Castello, Bartek, Xavier i wielu innych, których nie pamiętam z ksyw, czy imion za co bardzo przepraszam.

Podzieliliśmy się na 4 drużyny: białą, pomarańczową, czarną i zieloną, po około 6 osób i graliśmy do dwóch strzelonych bramek, bądź jak się nie udało do 5 minut. Każdy zostawił wiele wysiłku na boisku, był pot, a nawet i krew (moja), ale myślę, że każdemu się podobało. Dziewczyny robiły nam zdjęcia, za co serdecznie im dziękuję. Jak się okazało jako jedyny wziąłem aparat, mimo tego, że prosiłem na forum. Co byście wy beze mnie zrobili? Nasze pojedynki meczowe były bardzo wyrównane, większość ze sobą grała dopiero pierwszy raz, ale widać w nas było DNA Valencii. Liczyła się przede wszystkim świetna zabawa i mam szczerą nadzieję, że każdy myśli podobnie. Osobiście pozwolę sobie przytoczyć, że Kaka strzelił bramkę, jeśli nie najlepszą, to taką, która mi się najbardziej podobała.

Po skończonych meczach o 15:30 wspólnie wszyscy zrobiliśmy sobie zdjęcie, a nawet kilka. Chłopacy zrobili mi naleśnika na zakończenie. JohaJairo powiedział, że jestem podobny do Jordiego Alby, co już na 4 zlocie się zdarzyło, więc chyba oficjalnie przejmuję tę ksywę. Następnie po przebraniu część wybrała się po koszulki, część do domu, a reszta wróciła do hostelu. Tam byłem tylko chwilę, bo musiałem iść z dziewczynami na zakupy i odprowadzić na autobus. Nie było mnie ledwo 2 godziny, a już kiedy wróciłem, niektórzy sobie trochę popili, tak więc w te 5 minut jakie mi dali na przygotowanie, zrobiłem to samo. Dołączył do nas Xxl z Przemyśla, znaczy się już był na miejscu wcześniej, ale teraz mi się przypomniało.

Tak więc wzięliśmy wszystko co było potrzebne, czyli barwy „Lewantu” i pieniądze. Poszliśmy na tramwaj i po paru przecznicach wysiedliśmy na jakimś akademickim osiedlu. Popytaliśmy ludzi o drogę, chociaż i tak tylko jedna osoba wskazała tę właściwą. W drodze spotkaliśmy większość osób, która wcześniej się rozdzieliła i dotarliśmy na miejsce, czyli do „Pubu u Jacka”. Bar był w pełni przeznaczony dla nas, był przestronny i miał dobry klimat. Trzeba dodać fakt, że był zarezerwowany bez żadnych opłat, po znajomości, co było szczytem doskonałości. Były dwa pomieszczenia: dla palących i niepalących, każdy mógł usiąść gdzie chciał, i raczej nie było aż takiego problemu z miejscami. Niedługo dołączyli wszyscy, przyjechali z osób które pamiętam, parę nowych, jak i Shunsuke, Jackob, oraz nasz prezes Beny. Balcer rozdał nowe t-shirty ze Zlotu, które wyszły o wiele lepiej niż każdy przypuszczał. Porozmawialiśmy sobie w gronie, pośmialiśmy się. Piwo było dobre, więc dużo piliśmy. Niestety zdarzył się również jeden przykry incydent. Jeden z nas wyszedł (Costello) zadzwonić i tak parę osób z zewnątrz ukradło mu szalik Valencii i poturbowało. Na szczęście nic aż tak poważnego się nie stało, swoją drogą mieli szczęście, że był zajęty rozmową bo inaczej nie daliby mu w żaden sposób rady.

Sytuacja w barze wróciła do normy, kiedy rozległ się pierwszy gwizdek rozpoczynający mecz pomiędzy naszą ukochaną Valencią, a Realem Madryt i sędzią Teixeirą Vitinesem. Wszyscy wspólnie oglądaliśmy mecz, rozmawialiśmy, żartowaliśmy i piliśmy z umiarem bursztynowe napoje. Do przerwy mieliśmy niezbyt wesołe miny, ale druga połowa wyglądała w naszym wykonaniu o wiele lepiej. Szczerze mówiąc, to byliśmy zdecydowanie lepsi. Po jednej z bramek, przy której zawinił Diego Alves, zacząłem zastanawiać się gdzie jest Vicente Guaita. On by to wybronił, ale to tylko moje zdanie. Dużo dało wprowadzenie przez wielu krytykowanego Pablo Hernandeza, ale obiektywnie patrząc to dzięki niemu nasz super strzelec Roberto Soldado strzelił dwie kontaktowe bramki, przez co sprawił radość na naszych twarzach. Pewne osoby „nie kibice Valencii” próbowały nas uciszać, bo „nie byliśmy sami”, ale i tak w końcu nie mieli siły przebicia przed najlepszymi kibicami w Polsce. Obiecałem, że jeśli Valencia trafi to kupię 10 piw, i kiedy Soldado strzelił bramkę wszyscy zaczęli krzyczeć, cieszyć się tak, że ja sam wybiegłem na zewnątrz i darłem się w niebo głosy, przez co 3 dni mój głos był bezużyteczny. Jednak kiedy wróciłem do środka okazało się, że sędzia odgwizdał spalony.

Kupiłem przez to kolejne piwo i nie zdążyłem usiąść, kiedy to Aritz Aduriz po dośrodkowaniu Tino Costy trafił w poprzeczkę. Soldado próbował dobić piłkę, ale została ona zatrzymana ręką przez (szkoda, że cenzura) Higuaina. Zawodnicy Valencii domagali się odgwizdania ewidentnego rzutu karnego, ale gdyby sędzia tak zrobił, to by musiało być coś nie tak. Wniosek nasuwa się sam: znów nas okradli. Balcer i Beny byli załamani, jak pewnie każdy, ale oni szczególnie utkwili mi w pamięci. Boli w dodatku to, że było tak blisko, ale i tak było świetnie. Podziwiam Xaviera, że nic nie pił!

Po meczu rozdzieliliśmy się, jedni wracali do domu, a drudzy na tramwaj, aby jechać do hostelu. Tak więc grupą weszliśmy do pojazdu i tam spotkaliśmy Hiszpanów... W dodatku kibiców Realu. Na szczęście nie byli w barwach, i byli bardzo tolerancyjni, ponieważ z jednym kolegą trochę ich powyzywaliśmy w każdym języku jakim tylko mogliśmy, ale raczej to było żartobliwie. Porobiliśmy sobie z nimi zdjęcia, porozmawialiśmy po angielsku, a raczej próbowaliśmy rozmawiać, bo ja na pewno nie rozumiałem do końca o czym mówią, ale źle nie było. Krzyczeliśmy też coś o naszych rywalach z Katalonii, ale również jak ci Hiszpanie nie słyszeli to o nich byśmy poczuli się lepiej.

Ludzie patrzyli na nas z zaciekawieniem i zapewne zastanawiali się o co chodzi, ale widać było ich uśmiechy, więc musiało się podobać. W tramwaju zdążyłem zaprzyjaźnić się z grupą tureckich studentów, którzy wiedzieli co to jest Valencia, a nawet słyszeli o kimś takim jak Mehmed Topal i Manuel Fernandes, który gra obecnie w Beşiktaşie. Oczywiście porobiliśmy sobie fotki, nawet próbowałem podrywać jedną z tych tureckich dziewczyn, ale nie pamiętam czy skutecznie czy nie... W końcu dojechaliśmy na nasz przystanek, ze smutkiem żegnałem się z wszystkimi, szczególnie z tymi z Turcji. Dexter miał taką formę, że wysiadł przystanek dalej.

Rozdzieliliśmy się: Ja z Hubertem wróciliśmy do hostelu po drodze rozmawiając o oszustwie meczowym, Balcer i Nokaut chodzili po barach, a reszta to już sam nie wiem. Z Hubertem w hostelu piliśmy, niedługo potem przyszła reszta i też piliśmy. Gdy dołączył Balcer i Nokaut, pamiętam, że w sławnym pokoju 32B byli Jordi Artur, Kaka, Balcer, Hubert, JohaJairo, Dexter, Xxl, Bolo, RaFilez, Nokaut. Zapanowała żywa dyskusja, wtajemniczeni wiedzą, lub dopiero będą wiedzieć o co chodzi. I tak skończyło się, że nie pamiętam, kiedy kto zasnął, ale była to godzina bardzo późna... Było naprawdę godnie.

Dzień trzeci – powrót

Kiedy się obudziłem, leżałem i patrzyłem jak reszta powoli budzi się z niechęcią. To był koniec i każdy czuł z pewnością smutek z tego powodu. Przejrzałem aparat i już wiedziałem, że impreza trwała dalej kiedy spałem. Pośmiałem się trochę, reszta się obudziła i czekaliśmy. Pokój mieliśmy oddać o 10., oddaliśmy około 11.

Poszliśmy na stację sprawdzić pociągi i autobusy, popiliśmy na świeżym powietrzu, w towarzystwie gołębi, po czym udaliśmy się do baru na małe co nieco. Siedzieliśmy tam chyba z trzy godziny i rachunek też był nie mały, ale cóż, było dobrze. Zostaliśmy Ja, Balcer, Bolo, Hubert i Xxl. Odłączyłem się od nich, bo musiałem już iść. Pożegnałem się, ale pociąg specjalnie uciekł, że z powrotem wróciłem do nich i zamówiliśmy po kolejnym piwie. Niedługo potem wszyscy wyszliśmy, pożegnaliśmy się i tak zakończył się III Zlot Kibiców Valencii w Krakowie. Mógłbym dodać jeszcze, że do domu wracałem 3 godziny dłużej, bo zaspałem ostatni przystanek, ale i tak było dobrze.

Koniec i podziękowania

Tak wiem, że opisałem to bardzo ogólnie, ale czas nagli i jeszcze w pełni nie odzyskałem siły po Zlocie. Chciałbym podziękować wszystkim za wspaniałą atmosferę, i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś, całkiem niedługo znów się spotkamy w takim zacnym gronie, by móc razem cieszyć się z tego, że jesteśmy kibicami Najlepszego Klubu jaki istnieje czyli Valencia C.F. Chciałbym również pozdrowić nieobecnych: Lolka, Lasia, Maćka1985, Kamila z UK, Kasię, Justynę, Nevana, Skarpetka z Gdańska, Idlera, Fuha, Joxera i wszystkich tych, o których zapomniałem za co jeszcze raz przepraszam. Przypomniało mi się, że miałem dla uczestników zrobić spaghetti, ale nie było czasu, i nie byłem w stanie... Następnym razem się uda. Zdjęcia niedługo powinny być dostępne dla wszystkich, a tymczasem „Ole ole, ole ola, i tylko, tylko Valencia!” Amunt Valencia! Do następnego spotkania. Pozdrawiam!

Zobacz zdjęcia ze zlotu: hala, bar

Kategoria: Komentarze redakcji | Własne skomentuj Skomentuj (21)

KOMENTARZE

1. BoloMaster25.11.2011; 15:58
BoloMasterw końcu:D
zabieram się za ściąganie zdjęć. Dzięki wszystkim za świetną zabawę, w szczególności dla ekipy z pokoju 32B
:D
2. Cezzi25.11.2011; 16:13
Cezzi"Dexter miał taką formę, że wysiadł przystanek dalej."
Hahaha, to widzę nie jestem sam. Udanie musiało być. ;)

Te opisy zachęcają aż do udziału przy następnej okazji i ja, mimo, że nie pisałem tu od bardzo dawna to śledzę "Wasze" poczynania niemal codziennie i kto wie, może na następny zlot się skuszę.

Zdjęcia się pobierają- trzeba zobaczyć, jak się bawiliście.. Zwłaszcza z kuflami. :)
3. Kamil25.11.2011; 17:29
KamilRównież dzięki za super spotkanie ;) A ta bramka to dla prezesa była który akurat nie patrzył... ;)
4. Flaku25.11.2011; 17:50
Świetna atmosfera, świetna zabawa, super zlot. Dzięki wszystkim, było na prawdę fajnie :D Bardzo fajna relacja Jordi :D ^^
5. ruben12325.11.2011; 18:08
Boże ile młodych twarzy. Przy was to ja czy taki Fuh to stare dziadki ;)
6. beny25.11.2011; 18:55
podziekowania dla wszystkich obecnych na zlocie, w szczegolnosci dla organizatorow. bylo jak zawsze swietnie. szkoda ze tak krotko bylem. ale kolejny raz pokazalismy ze umiemy sie dobrze bawic bez zadnych zadym i awantur. i co najwazniejsze z roku na rok jest nas coraz wiecej i wiecej
7. Desultory25.11.2011; 19:56
Ruben, w takim razie co ja mam powiedzieć :)???
8. szogun25.11.2011; 21:06
To jutro gramy Dealbertem w obronie Ruiza nie ma wsrod powolanych Guaita, Alves, Miguel, Barragán, Bruno, Rami, Dealbert, Mathieu, Jordi Alba, Albelda, Topal, Tino Costa, Pablo Hernández, Féghouli, Parejo, Piatti, Jonas, Aduriz y Soldado ciekawie bedzie )
9. szogun25.11.2011; 21:08
Juz wszystko jasne uraz pachwiny
10. smoooke25.11.2011; 21:23
Zacna relacja Artur:) Oj musiało być grubo. Ale to normalka:D Dzięki za pozdro! Amunt.
11. Maciek_198525.11.2011; 22:16
Maciek_1985O i o mnie pamiętał Jordi z Inowrocka :) Dzięki.
12. VdV2325.11.2011; 22:18
VdV23ahh kurde nie mogłem byc...nazbierało sie zaległych kolosów do napisania ;(Mam nadzieje ,ze niedługo bedzie kolejny zlot i sie wybiore:)Najlepiej w wakacje.
13. SonGohan25.11.2011; 22:36
SonGohanNie wiedziałem o tym szaliku. A na zlocie było zajebiście. Bez dwóch zdań.
14. Ulesław26.11.2011; 00:14
UlesławTo ja się pochwalę, że zdobyłem pierwszą bramkę w turnieju. Potem motywację straciłem, ewidentnie byłem już spełniony ;D

Dzięki wszystkim, we wszystkim nie mogłem uczestniczyć, ale zlotu i tak nie zapomnę ;)
15. RokiVCF26.11.2011; 01:22
RokiVCFKurcze mam nadzieje ze kiedyś uda mi się w takim zlocie uczestniczyć a i w turnieju bym na pewno pokazał że piłka to nie tylko to co oglądam ale i to co uprawiam :D mam nadzieje ze kiedyś będzie taki zlot w lodzi :D:D
16. ruben12326.11.2011; 09:08
Dobra , dobra tylko fajnie by było jakbyście podpisali pod zdjęciem grupowym swoje nicki żebyśmy wiedzieli jak wyglądacie.

Taka sugestia.
17. payacito26.11.2011; 09:32
ruben123 -> No to dołączam do grona starych dziadków :) Gdzie te czasy ? Szczerze to nawet żadnego z tych nicków nie kojarzę.

Ci co pamiętają starego dobrego payacito (najlepszy mod na czacie ;) ), pozdro!
18. ruben12326.11.2011; 10:36
Payacito - pewnie że pamiętamy. Stara niezniszczalna gwardia ;)
19. fischerVCF26.11.2011; 11:55
fischerVCFNastępny zlot/zjazd proponuje Łódź, ew. Wrocław :)
20. Fuh26.11.2011; 12:22
FuhJak zrobicie Wroclaw, to moze przyjade na chwilke. (;
21. maestro@26.11.2011; 19:26
maestro@W takim razie byle nie Wrocław.