Bez fajerwerków...
16.05.2011; 12:40
Valencia CF 0:0 Levante UD
Derbowy mecz z Levante jawił się jako czas pożegnań. Klub i kibice mieli oddać honory odchodzącej legendzie – Vicente. Piłkarze mieli podziękować kibicom za doping w przeciągu całego sezonu i efektownym zwycięstwem nad lokalnym rywalem godnie pożegnać się z publicznością na Estadio Mestalla. Z kolei kibice mieli wyrazić swoją wdzięczność za kolejny awans do najbardziej elitarnych europejskich rozgrywek. Wszyscy MIELI coś zrobić. Lecz nikomu się nie chciało.
Przed spotkaniem odbyło się oficjalne pożegnanie Vicente Rodrígueza – piłkarza, bez którego trudno wyobrazić sobie największe sukcesy Valencii w nowożytnej historii klubu. Jedna ze współczesnych ikon „Nietoperzy” nie otrzymała propozycji przedłużenia kontraktu i prawdopodobnie ostatecznie usunie się w cień wielkiej piłki. Niestety, pożegnanie swego czasu najlepszego lewoskrzydłowego świata nie było godne jego legendy. Vicente przed meczem otrzymał z rąk prezydenta Manuela Llorente pamiątkowy medal, a kibice zgromadzeni na Mestalla pożegnali go długimi oklaskami. I to wszystko. Wstyd przyznać, lecz pożegnanie Rodrígueza nie było tak wystawne, jak niedawna feta zorganizowana na Mestalla z okazji zakończenia kariery przez Rubéna Baraję.
Piłkarze poziomem gry także nie dostosowali się do tego wzniosłego momentu. Od samego początku derby Lewantu były niemal tak ostre, jak niedawne Gran Derbi. Zawodnicy Granotes przy każdym starciu celowali nie w piłkę, lecz w kości Blanquinegros. Pierwszą groźniejszą sytuację stworzyli sobie goście. Xisco Nadal zacentrował w pole karne Valencii, a tam groźny strzał głową oddał Sergio Ballesteros. Na szczęście César był na posterunku.
Arbiter Teixeira Vitienes postanowił raz, a dobrze ostudzić agresywne zapędy gości. W 21. minucie Roberto Soldado przejął piłkę i wychodził z szybką kontrą, lecz ostro zaatakował go Xisco Nadal. „Żołnierz” po ataku piłkarza Levante przeleciał kilka metrów, a sędzia wyrzucił krewkiego Nadala z boiska. Jednak telewizyjne powtórki zasiały ziarno niepewności co do decyzji arbitra – istnieją wątpliwości, czy zawodnik Granotes w ogóle dotknął Soldado.
Czerwona kartka sprawiła, że „Nietoperze” zyskały ogromną przewagę w posiadaniu piłki i swobodę w rozgrywaniu akcji w środku pola. Niestety, Blanquinegros - nie po raz pierwszy w tym sezonie – wykazywali się irytującą indolencją strzelecką. Dwie znakomite sytuacje zmarnował Jonas. Brazylijczyk po dośrodkowaniu z rzutu wolnego główkował wprost w Gustavo Munúę, a potem nie wykorzystał dokładnego dogrania Soldado, posyłając piłkę nad bramką Levante. Los Ches mogli zostać boleśnie ukarani za niewykorzystane sytuacje. W 42. minucie futbolówka po ogromnym zamieszaniu trafiła pod nogi Felipe Caicedo. Ekwadorczyk błyskawicznie huknął na bramkę Valencii, jednak piłka wylądowała tylko na słupku.
W drugiej połowie przewaga Blanquinegros nadal nie podlegała dyskusji, jednak autokar Granotes zaparkowany w świątyni Munúy skutecznie wypełniał swoje zadanie. W 60.minucie Joaquín przedarł się lewym skrzydłem, po czym wycofał „łaciatą” przed pole karne do Jonasa. Brazylijczyk uderzył technicznie w kierunku dalszego słupka, lecz portero gości wyciągnął się niczym kot i uchronił swój zespół od straty bramki.
W 73. minucie nadszedł moment, o którym wiedzieli wszyscy, lecz który według większości nigdy nie powinien nastąpić. Vicente zmienił Jonasa, przejął kapitańską opaskę od Davida Albeldy i po raz ostatni wybiegł na murawę Estadio Mestalla z w koszulce z nietoperzem na piersi. Kilka dynamicznych akcji lewym skrzydłem i przyzwoitych dośrodkowań pokazały, że w niespełna 30-letnim Vicente wciąż tkwi wielki potencjał.
Jeszcze wcześniej na boisku zameldował się wracający po kontuzji Tino Costa. Argentyńczyk dosyć mocno ożywił grę Valencii. W 84. minucie Tino zacentrował z głębi pola wprost na głowę Ángela Dealberta. Defensor „Nietoperzy” strzelił mocno, lecz w sam środek bramki, co nie mogło skończyć się golem. Kilka minut później znów pokazał się Tino, który uruchomił związki atomu w swojej lewej nodze i potężnie huknął na bramkę Munúy. Urugwajczyk z wielkimi problemami, ale sparował strzał pomocnika Los Ches. Ostatnią dogodną okazję na trafienie do bramki miał Juan Mata. Po rzucie rożnym piłka trafiła do ustawionego na dalszym słupku „Numeru 10”, jednak ten uderzył jedynie w słupek. Arbiter zakończył to słabe spotkanie, a piłkarze Lewante wybiegli na murawę, ciesząc się, jakby wygrali Ligę Mistrzów, tymczasem udało im się tylko utrzymać w Primera División. Wyglądało to dość karykaturalnie, lecz było doskonałym podsumowaniem całego, niezbyt spektakularnego wieczoru.
Aby nie było całkiem pesymistycznie, wspomnieć należy o jednej, najważniejszej rzeczy – Valencia remisując z Levante zapewniła sobie udział w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Przedsezonowy cel został zrealizowany, teraz pozostaje nam tylko wyczekiwać na decyzje włodarzy klubu odnośnie trenera, poszczególnych zawodników i potencjalnych nowych nabytków. Czy ten sezon był w pełni satysfakcjonujący, niech każdy oceni we własnym sumieniu.
KOMENTARZE
Żegnaj Vicente!
W każdym razie Amunt Vicente i powodzenia.
Baraja chyba faktycznie jakoś lepiej się załapał.
Ale żeby nie pożegnac Vicente..? Przez tyle lat ulubieniec fanów, nie rozumiem nic z tego.
Baraja miał godne pożegnanie, Santi w miare też, Marchena i Villa nie, bo nie wiadomo było że odejdą. Dopiero potem list Villi.
Licze ze w nastepnym meczu Vicek zagra i kibice coś zrobią.
A ta radość piłkarzy i kibiców Levane, jakbyśmy przegrali ten mecz(w sumie to przegraliśmy poziomem), ale dziwnie sie poczułem, Vicente się rozglądnął, zobaczył ze kibice idą do chaty to co miał zrobic? poszedł do szatni. Aż sie płakać chce. Co raz mniej podoba mi się styl, niektórzy piłkarze, Emery(na 5 ostatnich meczy zagraliśmy jeden dobry mecz i go wygraliśmy), a co za tym idzie kibice.
Dobranoc
Vicente na zawsze Nietoperz!!!
"ale dziwnie sie poczułem, Vicente się rozglądnął, zobaczył ze kibice idą do chaty to co miał zrobic? poszedł do szatni."
Świetnie to sobie wymyśliłeś nie ma co prawie ci uwierzyłem i już miałem napisać jaki to klub jest nie honorowy i kibice w Hiszpanii to ignoranci.Tobie podobnym kibicom napisze-Jaka legenda takie pożegnanie.
Nie rozumiem po co wspierać klub, skoro nie szanuje się ludzi z nim związanych.
A wracając do pozegnania Vicente - przed meczem było wręczenie mu medalu przez Prezydenta Llorente i oficjeli klubu. Troche mało, ale dobre i to...
El D-pocałuj mnie w dupę.
Na pożegnanie Vicente jest jeszcze czas.
Villa też guzik tu zdobył.
Legenda to legenda.
Nigdy nie zapomnę niesamowitego okresu kiedy Gaizka ciągnął zespół do finałów LM, byliśmy postrachem najsilniejszych i najbogatszych..,
tak samo przeciętnego okresu kiedy Guaje za uszy ciągnął swoich - w większości - dużo słabszych kolegów sezon po sezonie, będąc twarzą tego klubu na zewnątrz.
Vicente to niespełniona nadzieja .. na wielką karierę piłkarza o talencie na najwyższym światowym poziomie, zastopowaną przez sportowego pecha.
Szkoda, że nie mamy w kadrze teraz kogoś takiego kto mógłby się stać legendą, ikoną zespołu na lata, na najwyższym poziomie ..
Takim kimś mógł być Silva (świetnie się składało bo wychowanek) ale nie spełniał nadziei, potem sprzedany.
Drugim takim 'magiem' mógł być Ever, ale ten jest mało dojrzały i tu jest pies pogrzebany
Przyznasz, że kariera Vicente jest dużo bogatsza w trofea?
ja tez nie robię histerii z odejścia Vicente z klubu. Uważam jedynie, że są gorsi w obecnym składzie, grający, zawodnicy, a to że nie gra można złożyc na karb temu dziwakowi Emeremu, którego mam nadzieję już nie oglądac w nowym sezonie. I uważam, że wdzięcznośc kibiców i klubu powinna byc wobec Vicente większa. Choc może dostał mega owację przed meczem??? Nie wiem.
Amunt Valencia
Amunt Vincente
Problem leży niestety pogrzebany w dołku finansowym. Gdyby było dobrze to by dali Vickowi jeszcze sezon, on by przesiedział na ławce i za rok by go pożegnali lepiej lub gorzej ale później. A tak niestety wciąż musimy dwa razy oglądać każde wydane euro czy to na transfery czy na pensje dla zawodników. Llorente jest zakładnikiem finansów, a Emery zakładnikiem Llorente. NIESTETY nie ma miejsca na zbędny balast czego ofiarą są takie ikony jak Vicek. To smutne lecz prawdziwe. Dlatego wszystko wciąż w klubie wygląda tak na pół gwizdka, jak niedorobione.
Cieszmy się jednak z tego co mamy - miejsce na podium na koniec i pewne miejsce w LM.
Wygraliśmy małe mistrzostwo Hiszpanii. To trzeba docenić!
Jeśli chodzi o Vicente to miał pożegnanie na początku meczu. Zawodnicy zrobili mu szpaler, a on wszedł na stadion z córeczką na ręku.
Dwa lata temu byłem na stadionie na pożegnaniu Curro Toresa i Morientesa. Wtedy po zakończeniu meczu oni wyszli do kibiców i żegnali się przez dłuższą chwilę (chyba już tak nieformalnie). Jednak na tym pożegnaniu nie było zbyt dużo kibiców. Większość rozeszła się do domów.
Może Vicente też tak zrobił, lecz tego nie widzieliśmy, bo skończyli transmisję?
tu masz kilka fotek z pożegnania,pozdro
http://amuntvalencia-.tumblr.com/
Powiem Ci tak: walnij się w głowe. To ja nie mam pojęcia kogo Ty uważasz za godnego piłkarza..
Ja oglądam mecze Valencii z udziałem Vicente od wielu lat i choćbyś nie wiem co pisał w życiu mnie nie przekonasz że Vicente nie był gwiazdą. Widziałem setki jego zagrań, asysy, wiele goli i sam fakt, że spedził tu 11 lat, a za to należy mu sie szacunek. Skoro Ty go nie okazujesz to znaczy, że nie do końca rozumiesz pojęcie legenda. Bo Vicente Rodriguez Guillen taką legendą jest.
Czepiłeś się mnie ale nie tylko ja mam dość całego zamieszania z legendą Vicente i nie tylko ja o tym piszę.
Może określ się jesteś kibicem Vicente czy kibicem Valencii bo twój komentarz jest co najmniej nie zrozumiały.
Kibice kibicują, na stronie można znaleźć co najwyżej sympatyków (poza tymi, którzy faktycznie jeżdżą na mecze).
Wizyta na Mestalla raz czy dwa razy nie czyni z człowieka kibica tylko turystę.
Duderino - gówno prawda
Nie byłem na Mestalla i nie widziałem meczu Valencii na żywo, a i tak uważam się za kibica.
Oglądam każdy mecz w tv czy też na streamie, mam koszulke, bluze i na każdym kroku promuje klub jak tylko mogę. Jeżdże też czasem na zloty, a to moim zdaniem jest dużo.
Jakby Valencia przyleciała do Polski to w kapciach bym zapieprzał zobaczyć.
Nie mam tyle na razie kasy aby lecieć na mecz do Walencji, zawsze chodzi o kase.
A sympatykiem to mogę sobie być Chicago Bulls czy Leeds United czyli lubie ich, ale poza tym nie wiem co z nimi i jak.
Zagorzały sympatyk niczym nie ustępuje zagorzałemu kibicowi. Nie mówię, że sympatycy są gorsi. Kibice maja lepiej bo mają kontakt ze swoją drużyna na meczach.
Twoja aktywność poza stroną ci się chwali, zresztą byliśmy razem w Kalwarii i spoko z ciebie gościu, ale kibice są na stadionie.
Nie będę pisał "prawdziwi" bo to jest niesprawiedliwe właśnie dla ludzi jak ty.
Ja jestem sympatykiem Valencii,
fanem heavy-metalu,
miłośnikiem Julii Goerges,
zagorzałym amatorem gorzały (choć z umiarem),
wspieram popieprzonych ekologów (do czasu),
dobrze życzę niektórym klubom,
ale kibicuję tylko sobie (w życiu prywatnym i zawodowym)..
Na pewno nie jestem tzw prawdziwym kibicem :)
Nie wydaje mi się, że trzeba rozgraniczać pojęcia tych co siedzą na Mestalla i tych co nie siedzą (trudno żeby siedzieli jak żyją czasem na drugim końcu świata). Taką samą wiedzę o klubie (oprócz osób zbliżonych do środowiska klubu) mają mieszkańcy Valencii jak i np Gdańska. (czerpią ją z tych samych mediów, SD itd). Co innego w czasach przedinternetowych.
@Zakkusu
wkurzające są te filmy z odwróconym obrazem, niby wszystko cacy ale Soldado zrobił akcję na prawej flance, tu biegnie z lewej, zwłaszcza przy skrzydłowych to idiotyczne, powinno się zabronić montowania takiego szajsu.
Tak się obchodzi prawa autorskie, bez takiego montażu wcale nie byłoby tych filmików.
@lisovski
Znajdź sobie wreszcie jakiś kumpli.
Zagorzały sympatyk niczym nie ustępuje zagorzałemu kibicowi"
Super,wyborne,kwintesencja logiki "toku myślenia" najlepszy przykład.
http://www.youtube.com/watch?v=D3JqINNwupI
a tutaj filmik z ceremonią pożegnalną :(
"vcf.pl Serwis kibiców Valencii CF"
Więc ja osobiście uważam sie za kibica.
Wiedzmin 2
http://www.valenciacf.com/contenidos/Actualidad/Noticias/2011/05/Noticia_30503.html?__locale=en
W sieci natknąłem się na wielu filozofów, którzy takowe brednie piszą próbując stawiać się wyżej niż inni chyba tylko dlatego, że mieszkają pod stadionem. Tymczasem osoba z drugiego końca świata może być 10 razy bardziej oddana klubowi niż taki niedzielny piknikowicz z Mestalla.
Swoją drogą, skoro w mediach zachęcają do wspólnego "kibicowania" przed TV, to chyba jednak termin kibicowanie nie ogranicza się tylko do nadzierania japy na trybunie, ale wszędzie gdzie mamy taką możliwość (dom, bar).
Gdybym mieszkał w Valencii byłbym na każdym domowym meczu. Nie dlatego, że "mam karnet to pójdę" tylko z miłości do klubu.
Dzięki temu nie czuję się wcale gorszym kibicem od tych, którzy mają możliwość zasiadać co dwa tygodnie na trybunach.
Tyle, że cholernie im zazdroszczę:)
« Wsteczskomentuj