sonda
VCF.pl - Strona Główna
Panel użytkownika załóż konto przypomnienie hasła
RSS RSS

VALENCIA CF – AKTUALNOŚCI

Rozprawa zakończona - werdykt

marcin90, 07.07.2007; 20:20
O transferach Valencii dokonanych latem ubiegłego roku napisano i powiedziano już chyba wszystko. W krótkich słowach można je określić następująco: Morientes – udane i mądre posunięcie, Del Horno i Tavano - pieniądze wyrzucone w błoto, Joaquin – niewypał, któremu wystarczyło kilka w miarę udanych spotkań, by został uznanym przez co niektórych za gracza sezonu, ściągnięcie Gavilana – dobry ruch, powrót z wypożyczenia Silvy – fenomenalna decyzja.

Tak może jednak powiedzieć i zwykły obserwator, niezbyt emocjonujący się sytuacją Los Ches, jednak tak naprawdę dopiero teraz nadszedł czas na (w miarę) obiektywną ocenę wzmocnień Blanquinegros sprzed sezonu 2006/2007.

Gdyby nie to, iż od nowego sezonu podopieczni Quique Sancheza Floresa będą występowali w nowych strojach, niepotrzebna byłaby produkcja nowych trykotów z numerem 12, albowiem takowe nie zostały w tym sezonie nawet przepocone. Francesco Tavano witany był w Walencji z ogromnymi nadziejami. Sprowadzony za 12 milionów euro napastnik, który w poprzedzającym skończone niedawno rozgrywki sezonie był jedną z najjaśniejszych twarzy Serie A, postrachem golkiperów na Półwyspie Apenińskim i strzelcem 19 goli, rywalizować miał o miejsce w pierwszej jedenastce z ex – asem Realu Madryt – Fernando Morientesem i być idealnym uzupełnieniem osamotnionego do tej pory w pierwszej linii Davida Villi. Niestety Włoch okazał się bodajże największą ofiarą konfliktu pomiędzy Quique Sanchezem Floresem, a Amedeo Carbonim. Sprowadzony za rekomendacją dyrektora sportowego, bez wcześniejszej konsultacji tego posunięcia z coachem Los Ches, nie otrzymał od tego drugiego prawdziwej szansy na pokazanie drzemiących w sobie nieprzeciętnych umiejętności. Inną sprawą jest fakt, iż ex – napastnik Empoli nie może z czystym sumieniem wszem i wobec ogłosić, iż zrobił wszystko, by więcej okazji od szkoleniowca ekipy z Estadio Mestalla otrzymać. Niemniej, niespełna godzina to stanowczo za mało, by mający problemy z aklimatyzacją zawodnik, nie znający stylu gry w Primera Division pokazał pełnię swych umiejętności. Jeśli dodamy fakt, iż niemal żaden Włoch – choć oczywiście są wyjątki – w La Liga swych uzdolnień piłkarskich nie pokazał, to nie ma się co dziwić, iż więcej Tavano w białej koszulce z Nietoperzem na piersi nie zobaczymy. Za wszelki komentarz transferu Włocha może posłużyć fakt, iż opuszcza on właśnie Hiszpanię i od nowego sezonu będzie reprezentował barwy Livorno, które uiściło zań zaledwie połowę kwoty, jaką Valencia przelała na konto Empoli.

Ostatnie dni przyniosły nam wiadomość, jako iż na listę transferową trafił reprezentujący barwy Blanquinegros Bask – Asier Del Horno. Jest to o tyle zadziwiające, iż ex – zawodnik Chelsea kontrakt z Valencią podpisał zaledwie rok temu, a jego sytuacja jest diametralnie różna od tej, w której był Tavano. Wychowanek Athletic Bilbao miał już bowiem uznaną markę w piłkarskiej Europie, a swe nieprzeciętne umiejętności wielokrotnie potwierdzał w Premiership, Primera Division, a także w europejskich pucharach oraz reprezentacji Hiszpanii, gdzie był etatowym lewym obrońcą. Sęk w tym, że Valencia postanowiła wykupić jego kartę zawodniczą od Romana Abramowicza mimo nie wyleczonej kontuzji, która uniemożliwiła mu występ na Weltmeisterschaft 2006. Uraz początkowo wydawał się niegroźny, jednak mijały miesiące, a my wciąż nie mogliśmy się doczekać udziału Baska choćby w treningu pod okiem Quique Sancheza Floresa. W zaistniałej sytuacji zadziwia fakt, iż jeszcze w sezonie 2006/2007 dane było Asirowi w barwach Nietoperzy zadebiutować. Brak odpowiedniego przygotowania kondycyjnego oraz zero ogrania – to jednak uniemożliwiło Del Horno pokazania tego, z czego słynął jeszcze rok, czy dwa lata temu i co czyniło go wyjątkowo nieprzyjemnym przeciwnikiem dla napastników drużyny przeciwnej. Starał się jak potrafił, jednak nie wytrzymał zabójczego tempa La Liga i dlatego też wielu obserwatorów oceniło go, jako nieudany transfer. Z obiektywną oceną należałoby się jednak wstrzymać do kolejnych rozgrywek, do których to Del Horno przystąpi w pełni przygotowany fizycznie. Władze klubu zadecydowały jednak inaczej i potraktowały Valencię jako szpital, w którym Asier miał się wyleczyć po to, by po zakończeniu okresu rekonwalescencji zmienić klub na inny.

Fernando Morientes jest żywą legendą futbolu przełomu wieków XX i XXI. Przed laty wespół z Raulem tworzył zabójczy duet w ataku zarówno madryckiego Realu, jak i reprezentacji Hiszpanii. W historii zespołu z Santiago Bernabeu zapisał naprawdę wspaniałą kartę, jednak nie będąc postacią tak medialną, jak jego występujący z numerem 7 partner z linii ataku – Raul Gonzalez Blanco, musiał uznać wyższość niekoniecznie lepszych, jednak bardziej rozreklamowanych Ronaldo, czy Michaela Owena. Miast ławki rezerwowych stołecznego klubu dobrowolnie zgodził się na zesłanie na obczyznę i zakotwiczył pierw we Francji, a później w Anglii. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej – fakt ten uświadomił sobie El Moro i podjął decyzję dotyczącą powrotu na Półwysep Iberyjski. Tak się składało, że następcy wracającego do swej ojczyzny Patricka Kluiverta poszukiwała Valencia. Morientes został więc Nietoperzem. Nie zawahał się wziąć „dziewiątki”, która uważana była za pechowy numer w Los Ches – dość powiedzieć, że występujący z tym numerem Kluivert, czy Salvador Balesta bramek strzelali jak na lekarstwo. Po sezonie 2006/2007 nikt już jednak o pechowym numerze 9 długo nie wspomni i może to stanowić najlepszą ocenę transferu wychowanka Albacete. El Moro dzielnie wspierał Villę, wraz z El Guaje tworzył groźny duet, niczym przed laty z Raulem w zespole Królewskich. Gdyby nie kontuzje w końcówce sezonu jego dorobek byłby znacznie okazalszy, choć i tak wstydu Morientesowi nie przynosi.

Gdy Jaime Gavilan powrócił z wypożyczenia z Getafe nawet w najśmielszych snach nie przypuszczał, że stanie przed szansą zastąpienia w Valencii Vicente. Powiedzmy szczerze – chyba nikt z nas nie dopuszczał do siebie takiej możliwości, przynajmniej jeszcze nie teraz. Szczęście jednych buduje się jednak na pechu innych. Wychowanek Levante jest – niestety - nie mniej kontuzjogenny niż utalentowany. To właśnie było szansą dla lewoskrzydłowego, który rok został wybrany do Jedenastki Objawień sezonu 2005/2006, jednak okazało się, że nie mniej pechowa od Vicente jest w Valencii pozycja lewego pomocnika, o czym mogliśmy przekonać się w chwili, gdy w gabinecie lekarskim wylądowali dwaj zastępcy Vicente Rodrigueza – Mario Regueiro i właśnie Jaime. Co ciekawe obaj doznali tego samego urazu, ale to już inna bajka. Gavilan stracił niemal cały sezon. Co prawda wykurował się na jego końcówkę, ale wszystko zostało już wcześniej rozstrzygnięte. Mimo dość znikomej liczby występów, Gavilan dał się zapamiętać jako utalentowany i ambitny zawodnik. Dojrzał już do gry w pierwszym składzie Los Ches, jednak dopiero następny sezon w pełni nam pokaże, czy mamy do czynienia z zawodnikiem pokroju Vicente.

O tym ile znaczył David Silva dla Celty Vigo może świadczyć fakt, iż zespół ten pozbawiony utalentowanego mediapunta opuścił szeregi La Liga i przyszły sezon spędzi w Segunda Division – na zapleczu najsilniejszej ligi świata. Chyba jednak i sam Silva przed sezonem nie przypuszczał, iż jego kariera rozwinie się w tak zawrotnym tempie. Na Estadio Mestalla wracał jako następca wielkiego Pablo Aimara – początkowo mało kto wierzył, iż temu zadaniu podoła, jednak z każdym kolejnym spotkaniem coraz mniej żałowaliśmy popularnego Pajacyka i jego odejścia. Narodził się nowy geniusz, a jest nim właśnie filigranowy wychowanek Nietoperzy. Popis swych umiejętności dawał w wielu spotkaniach, ale my będziemy go pamiętać szczególnie z potyczek w Lidze Mistrzów – zwłaszcza ze spotkań z Interem Mediolan i Chelsea Londyn. Bramki, które wówczas zdobył powtarzane były w programach poświęconych piłce nożnej do znudzenia. Zawodnika nie można jednak ocenić po jednym, czy dwóch spotkaniach. Silva grał niezwykle równo przez cały sezon i co ciekawe większą jego część spędził nie za plecami napastnika – gdzie czuje się najlepiej, lecz na lewym skrzydle pomocy. Był podporą Valencii i obok Davida Villi najlepszym zawodnikiem drużyny. Stał się kluczową postacią reprezentacji narodowej i godnie reprezentuje barwy piłkarskiej Hiszpanii. David Silva pokazał swój ogromny talent i już dziś można powiedzieć, że zarówno Nietoperze, jak i reprezentacja Hiszpanii przez lata będą mieć z niego pożytek. Pozostaje jedynie pytanie: czy będzie on jednym z wielu, czy też okaże się piłkarzem wybitnym? Czy pochodzący z Wysp Kanaryjskich piłkarz będzie fenomenem na skalę Zinedine’a Zidane’a? Ma ku temu wszelkie predyspozycje. Najbliższy sezon będzie najlepszym sprawdzianem dla Silvy – jeśli poprowadzi Valencię do sukcesów to będziemy mówić o narodzinach prawdziwej gwiazdy.

Joaquin to zupełnie inna bajka – najdroższy oraz wzbudzający najwięcej kontrowersji ze wszystkich zeszłorocznych nabytków Ches – jednym słowem przysłowiowa wisienka na torcie, którym ma być ten artykuł. Gdy przyszedł na Estadio Mestalla cieszyliśmy się – nie co dzień bowiem udaje się sprowadzić zawodnika, o którego wcześniej usilnie zabiegały zespoły pokroju Realu Madryt czy Chelsea Londyn. Niemniej kwota 25 milionów już wtedy wydawała się zbyt wysoką i jak niektórzy przypuszczali – dziś trzeba przyznać im całkowitą rację – nigdy się ona nie zwróci. Nie oczekiwaliśmy po ex – piłkarzu Betisu cudów, po prostu miał grać tak jak Vicente, tyle że po drugiej stronie boiska. Tymczasem Ximo zamiast precyzyjnych dośrodkowań w pole karne serwował nam niczym na tacy raz po raz dryblingi, z których większość kończyła się w ten sam sposób – to jest utratą piłki i kontratakiem drużyny przeciwnej. Z czasem jego gra wyglądała coraz lepiej, jednak w dalszym ciągu nie wyglądało to tak, jak tego oczekiwaliśmy. Dość powiedzieć, że najlepszym spotkaniem Joaquina w Valencii był bodajże mecz sparingowy z Colorado Rapids. Niemniej pod koniec sezonu – co prawda kiedy wszystko było już niemal rozstrzygnięte – Ximo zaczął w końcu grać prawie tak dobrze, jak tego od niego oczekiwaliśmy, co stanowi w miarę optymistyczny prognostyk przed kolejnym sezonem, który będzie ostatnią szansą prawoskrzydłowego na udowodnienie, iż zasługuje na występy na Estadio Mestalla. Nie ma żadnego logicznego uzasadnienia tak słabej formy Ximo w trakcie bieżącego sezonu – nie może bowiem tłumaczyć się kłopotami z aklimatyzacją. Gdyby nie fakt, iż na Joaquina wydaliśmy tak ogromną kwotę, to dziś być może już by się żegnał z Estadio Mestalla. Piłkarz, który zmienia klub za 25 milionów euro ma jednak ten przywilej, iż dostanie jeszcze jedną szansę. Tak więc nadchodzące rozgrywki będą ostatecznym sprawdzianem Ximo, który pozwoli stwierdzić, czy sprowadzenie go było dobrym posunięciem, czy nie.

Kategoria: Felietony | skomentuj Skomentuj (18)

KOMENTARZE

1. pitok07.07.2007; 20:40
pitokFajny felieton, ale juz kiedys byl. Moze w krotszym wydaniu ;)
Najbardziej widac, ze szkoda jest Gavillana. ;]
2. marcin9007.07.2007; 20:49
marcin90Był?
3. el_moro_9_ches07.07.2007; 21:05
el_moro_9_chesFrancesco Tavano nie dostał szansy od Quique co było wielkim nieporozumieniem - ten gracz mógłby wiele dobrego zrobić dla Valencii. A wystawienie na listę transferową A. Del Horno to poważny błąd - po przepracowaniu okresu przygotowawczego ten piłkarz na pewno zacząłby grać jak kiedyś w Chelsea. Joaquin przez większą część sezonu zawodził, ale nie podoba mi się to, że bez przerwy jest krytykowany - od meczu z Sevillą grał genialnie, z taką formą to jeden z najlepszych skrzydłowych na świecie.
4. Mistic07.07.2007; 21:20
Misticładny felietonik , ale pozbywanie sie Del Horno to bedzie kolejny powazny blad transferowy vcf tym razem juz na sezon 2007/2008 ;/ szkoda kontuzji gavilana i reguer\iro ;P ale no coz :) przyszly sezon bedzie nasz :PP
5. Maslana07.07.2007; 22:12
Mniej więcej się zgadzam z felietonem. Ale ogólnie ocena 6/6 :) - jak zwykle zresztą.
6. Sprewell07.07.2007; 22:24
Sprewellmówiąc krótko- bardzo fajne podsumowanie Marcin. zgadzam się w 100% z tym co napisałeś. widać że się znasz na pisaniu felietonów w przeciwieństwie do mnie :P
7. Inus07.07.2007; 22:58
InusFelieton super, trafne przemyślenia, zrozumiała forma. Po prostu czytac nie umierac :D
8. el_nino07.07.2007; 23:04
el_ninoFajny felieton ale ni bylbym soba gdybym sie do czegos nie przyczepil lub z czyms nie zgodzil. Mianowicie nie sadze, ze nie ma zadnego wytlumaczenie dla slabej formy Joaquina.

1. Przybyl do Valencii tuz przed zamknieciem mercato i to z Betisem przepracowal caly okres przygotowawczy. Nie bylo zgrania pomiedzy nim, a nowymi partnerami z druzyny.

2. Przychodzil jako najdrozszy zakup w historii klubu i byla wielka presja by gral genialnie od samego poczatku. Moze nie wytrzymal tej presji ale nie mozna mowic, ze jest "cienki" albo cos. Podobnie jest z Sheva w CFC

3. W swoim poprzednim klubie byl niekwestionowana gwiazda zaspolu, najjasniejsza jego postacia i byl nietyklany. Kiedy zagral slabiej to kazdy mu to wybaczyl. w VCF byl jednym z wielu, takich jak on jest to na peczki. I ta degradacja z "noszonego na rekach" na "jednego z wielu" przeszkodzila mu w dobrej grze.

4. Gral od urodzenia w jednym klubie, wszyscy go tam znali i on znal wszystkich, gral w klubie na ktorego mecze chodzil w dziecinstwie itp. To bylo jego miasto. Tutaj przyjechal do zupelnie innego miasta, nikogo nie znal i musial sie przystosowac. Kazdy pilkarz, ktory spedzi duzo sezonow w jednym klubie nie potrafi sie odnalesc w pierwszym sezonie w nowym.

Podsumowujac, to nie sadze zeby kasa wydana na Joaquina byla wyrzucona w bloto. W tym sezonie (mam nadzieje) sie o tym przekonamy. A jesli nie to bede pierwszym, ktory bedzie rzadal odejscia Ximo.
9. ryba07.07.2007; 23:06
Joaqiun to niewypał hehe ale napisałeś chłopie to jeden z najlepszych zawodników. trzeba dodać ze początek sezonu grał słabo i był rezerwowym ale to dlatego ze do ches dołączył dopiero ostatniego dnia okna transferowego nie przeszedł okresu przygotowawczego z zespołem i musiał sie zaaklimatyzować, Tavano to kolejny wymysł Carboniego ale nie uwazam ze był zasłaby do V.C.F poprostu nie dostał szansy od Quiqe
10. pajacyk07.07.2007; 23:14
pajacykspoko artykol ale troche przegiales z tym joaquinem. gosc przyszedl w ostatniej chwili, potem dlugo siedzial na lawie, bo angulo (mimo ze slabszy) strzelal wazne bramki i gral wiecej.
poza tym nie wiemy jakie naprawde zadania taktyczne mial ximo i czego od Niego wymagal flores.
pod koniec sezonu gral juz naprawde niezle.
mysle ze w nastepnym sezonie pokaze juz pelnie swoich mozliwosci.
vamos valencia!!!
11. Imielin07.07.2007; 23:46
zgodze sie troche z przedmowcami w sprawie joaquina... koles doszedl do nas troche z biegu..

a co do samego felietonu: del horno pieniadze wyrzucone w bloto? nie wiem jakie zycie prowadzi on w valenci ale mysle ze jego sprzedaz bedzie bledem przez duze B!!

Obu ww zawodnikow mozna porownac z Migulem zawodnik wyceniany na 30mln jak gral? Oprocz kilku spotkan na poczatku sezonu jego koncowka to tragedia.. jesli joaquina oceniamy z perspektywy 25mln ocenmy tez innych:)

No i drogi Marcinie przydalby sie taki felietonik o reszcie teamu :)
Ale chyba za duzo wymagam:P
12. Imielin07.07.2007; 23:59
A tak z innej parafi...
Andrade za 10mln w Juve
Valencia podobno zainteresowana Flaminim

Ayala zadowolony z gry w Villareal:
Czapki z głów przed nimi. Nie jest łatwo wygrać kilka meczów z rzędu w lidze i to dowodzi siły tego zespołu. Villarreal pisze ważną kartę w swojej historii, gdyż w ostatnich sezonach radzili sobie bardzo dobrze, szczególnie dochodząc do półfinału Ligi Mistrzów. Wszyscy piłkarzy, którzy tam są, chcą tam grać i to pokazuje jak bardzo cenią ten klub - powiedział Ayala.

- Bardzo we mnie wierzyli i mam nadzieję, że spełnię oczekiwania. To klub, który ma wszystko co lubię i tego mi potrzeba na tym etapie mojej kariery. Mam nadzieję, że pokażę klubowi i kibicom na co mnie stać - dodał Ayala.

13. Joaquin08.07.2007; 08:15
JoaquinMam nadzieje że Joauqin wykorzysta swoją 2 szanse i pokaze QuiQue że jest warty tych 25 milionów euro.
14. mz08.07.2007; 12:50
mzel_nino:

Ad1. Nie było zgrania z partnerami? Ville, Moro, Vicente, Albelde, Baraje, Marchene (i chyba Curro) znał ze zgrupowania reprezentacji.

Ad2. Shevchenko to całkiem inna bajka, bo przeszedł do innej ligi. Poza tym skoro Joaquin utrzymał presję bycia Bogiem w Betisie, to czemu nie miałby być crackiem w Valencii?

Ad3. Nie rozumiem? Według ciebie nadal miał grać padake, bo wtedy by zaczął lepiej grać?

Ad4. Ten argument raczej pasuje do Tavano, niż Joaquina. Nie dość, że znał połowę kadry z repry, to jeszcze szybko się wkupił w towarzystwo, co niejednokrotnie było widać na zdjęciach z treningów.
15. sergio ramos08.07.2007; 14:05
Felieton jak zwykle zasługuje na najwyższą z możliwych ocen, :) a i jego treść też jest niemalże w 100% prawdą. ;)
16. el_nino08.07.2007; 20:55
el_ninomz:

1. Gra w reprezentacji to jest co innego. Spotkanie na tydzien, max dwa co dwa miesiace nie daje takiego zgrania jak codzienne treningi z tymi samymi ludzmi.

2. Nie sadze, ze w Betisie ciazyla na nim az tak wielka presja. Bez niego Betis sobie nie radzil i gdy tylko Ximo czarowal to wszyscy sie cieszyli, ze Betis pnie sie w gore. I byli mu za to wdzieczni wybaczajac jednoczesnie gorsze mecze lub straty pilki. W Valencii takie cos nie mialo miejsca, wytykano mu kazdy nieudany drygling i kazde niecelne podanie czy dosrodkowanie.

3. Nie, nie o to mi chodzi. On tam byl gwiazda, ktora noszono na rekach za swietna gre, a slaba natychmiast mu wybaczano. W VCF jest inaczej, tutaj by zostac uznanym za najlepszego gracza meczu trzeba zrobic cos wiecej bo wiekszosc pilkarzy jest na podobnym pilkarsko poziomie. I nikt tutaj nie bedzie go ubustwial za swietna gre bo tego sie od niego oczekuje. Moze w tym tkwil jego problem.

4. Bardziej mi chodzilo o klub i miasto niz o kumpli z boiska. W Sevilli znal cale miasto, znal kazdy zakatek na stadionie i kazdego sprzatacza, ktopry tam pracowal. To byla jego wielka rodzina. Po za tym mial tez duzo ta prawdziwa rodzine, bodajze 40 bratankow i siostrzencow/nic. Tutaj w Valencii nie mial nikogo, owszem to ta sama liga i znal kilku ludzi z reprezentacji ale to juz nie to samo. Oczywiscie szybko zakumplowal sie z innymi pilkarzami ale nie znal kazdego czlowieka w klubie, nie bylo tak, ze sobie zostawal po treningu i gadal z panem Juanem odkurzajcym loze Vipow;) Ximo w Sevilli spedzil swoje cale dotychczasowe zycie i przeprowadzka do innego miasta napewno byla czyms innym do czego musial sie przystosowac. Wezmy na to taki przyklad, ze zyjesz sobie na jakiejs wsi i przeprowadzasz sie do calkiem CI nieznanego wielkiego miasta. Czy od pierwszego dnia jestes w stanie pracowac na maxa? Czy bez problemow zalatwiasz wszystkie sprawy? Wiesz gdzie jest najblizszy wazywniak i na jakiej stacji nie naleja Ci wody do baku? Podobnie jest z pilkarzem:)
17. mz09.07.2007; 10:42
mzA co ma wspólnego nieznajomość miasta z grą na boisku? Że podczas gry myśli gdzie kupić ziemniaki na jutrzejszy obiad? Poza tym, skoro szybko się z każdym dogadał, to i konserwatorem stadionu również. Morientes też nie wiedział, gdzie się ziemniaki kupuje, a mimo to już w sparingu strzelił bramkę. Zresztą w każdym klubie jest osoba zajmująca się prywatnymi sprawami nowych piłkarzy.

Co do tego, że w Betisie był bogiem, a w VCF wytykano mu każdy błąd, to powinno to zadziałać na niego mobilizująco, a nie wręcz przeciwnie. Chyba, że to za wysokie progi na Hoakina...
18. el_nino09.07.2007; 13:02
el_ninoNiewiedza gdzie sa najlepsze ziemniaki to byl przyklad do tego jak zwykly czlowiek przeprowadza sie do innego miasta. A poza tym pisalem o tym, ze gracz, ktory gral cale zycie w jednym klubie ma zazwyczaj problemy (choc zdarzaj sie wyjatki) w zupelnie nowym otoczeniu. Moro gral w LFC caly okraglutki rok i zmiana na VCF nie byla pierwsza w jego zyciu wiec mial juz w tej kwestii pewne doswiadczenie. Nie na kazdego presja dobrej gry dziala mobilizujaco. Niektorzy potrzebuja ciszy i spokoju by dojs do dobrej rownej formy.