Kolejna wtopa
08.01.2019; 23:49
Kabaret w wykonaniu Nietoperzy
Po słabych wynikach Valencii w La Lidze oraz Champions League przyszedł czas na Puchar Króla. Los Ches kolejny raz zaserwowali nam poziom gry godny czwartej ligi szóstek i ulegli Sportingowi Gijón zaledwie 1:2. Przed rewanżem w lepszej sytuacji znajduje się jedenasta ekipa Segunda División, chociaż trafienie Daniego Parejo pozostawia szanse na to, że Blanqunegros mogą wydrzeć awans na ćwierćfinału i zmęczyć swoich kibiców dodatkowymi dwoma spotkaniami.
Marcelino dokonał kilku zmian w składzie. Kibiców z pewnością najbardziej niepokoiła obecność duetu napastników Batshuayi – Gameiro. Oznaczało to, że jakiekolwiek trafienie zdobyte przez zespół „Nietoperzy” będzie trzeba traktować w kategoriach sukcesu.
Blisko takowego byliśmy już na samym początku. W doskonałej sytuacji znalazł się snajper z Belgii, minął bramkarza, i gdy już wydawało się, że ku zdziwieniu widzów umieści piłkę w siatce, nieudolnie kopnął obok słupka. Tymczasem do głosu dochodzić zaczęli gospodarze — jedno, drugie ostrzeżenie, aż w końcu padła bramka. W 34 minucie po błędzie w ustawieniu obrony trafienie zdobył Javier Noblejas.
Z trudnem patrzyło się na poczynania Los Ches. Cudem, udało się jednak doprowadzić do remisu, jednak uprzedzamy, że do siatki rywali nie trafił żaden z napastników. Autorem bramki tuż przed przerwą był Dani Parejo, który huknął sprzed pola karnego, a piłka dobiła się od poprzeczki i przekroczyła linię. Gol został uznany dopiero po konsultacji z wozem VAR.
Występ Michy'ego Batshuayi'a zakończył się już po pierwszych trzech kwadransach, a jego miejsce zajął Rodrigo Moreno. Wejście Hiszpana dało mniej więcej tyle, co wymiana klapek na sandały dla chodzenia po śniegu. Inaczej było z roszadami w drużynie gospodarzy. W 78 minucie na placu gry pojawił się Nick Blackman, a już 60 sekund później, po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Anglik zaaplikował Valencii gola na 2:1. Wiele do życzenia przy całej sytuacji pozostawało krycie rywali przez piłkarzy Marcelino.
Przyjezdni jeszcze w końcówce mogli doprowadzić do wyrównania, gdy piłkę na głowie miał zupełnie niepilnowany Cristiano Piccini. Uderzenie Włocha okazało się jednak bardzo niecelne. Ostatecznie Valencia skompromitowała się na El Molinon i posada Marcelino jest coraz bardziej zagrożona. Mimo to, szanse na awans wciąż istnieją, pytanie tylko czy jest sens męczyć kibiców swoimi występami w kolejnej rundzie i narażać się na następną wtope.
KOMENTARZE
nie tylko Piccini zepsuł. Było co wykorzystać, nie było komu. W pierwszej połowie niezłą sytuację miał Kangin, strzelił lekko i nieprecyzyjnie, Ferran (nie jestem pewien czy to był on) miał 100% sytuację, po niej dobijał z dystansu Soler obok słupka, Bats zmarnował kolejne sam na sam. To pierwsza połowa. W drugiej dwie okazje miał Rodrigo i raz zmarnował główkę z 3 m, drugi raz źle dołożył nogę po podaniu Cherysheva, poza tym Gameiro robił nożyce 3 m przed bramką. Tyle pamiętam, możliwe, że było ich więcej.
Niestety w większości meczów są sytuacje do strzelenia, a nasi to marnują. Z Alaves okazji akurat było jak na lekarstwo, ale Rodrigo miał sam na sam (co prawda z kąta, ale sytuacja była dobra), to samo Bats. Nie da się wygrywać jeżeli się marnuje wszystko co się ma.
Ja przywolalem jedną z wielu sytuacji. Bats mógł trafić juz w 2 minucie. Okazji bylo multum.
Z wielką przykrością ogląda się taką grę akurat w roku stulecia klubu. Zmiany zmiany zmiany!
« Wsteczskomentuj