sonda
VCF.pl - Strona Główna
Panel użytkownika załóż konto przypomnienie hasła
RSS RSS

VALENCIA CF – AKTUALNOŚCI

Wywiad z Everem Banegą

sebol, 10.09.2009; 18:57

Pod spodem prezentujemy ekskluzywny, obszerny wywiad z bohaterem ostatnich spotkań Valencii - Everem Banegą. Zawiera on wiele ciekawych i zaskakujących informacji z życia młodego Argentyńczyka. Serdecznie zapraszamy do lektury - naprawdę warto!

Redaktor: Jak z twoim przystosowywaniem się do europejskiej piłki?

Ever: Krok po kroku. Jestem tu już od 2 lat, choć byłem co prawda przechwycony (śmieje się). Tu gra się w szybkim tempie, ale ja to chwytam. Ponadto nie mogę już się poświęcać, muszę zatem zaoferować wszystko na co mnie stać, by złapać rytm.

R: Tak wiele poświeciłeś?

E: Otóż dwa lata życia. Straciłem sporo futbolu i pragnę przestać miewać tego typu pustki. Jest idealna okazja, by przeobrazić szanse jakie otrzymuję w stałą korzyść.

R: Mawiają, że Ever Banega się zmienił. W czym?

E: W wielu rzeczach. Przybyłem tu jako młody piłkarz, teraz ten pretekst wygasa. Ustabilizowałem się, zarówno w życiu, jak i hiszpańskiej piłce. Zmieniłem środowisko, w którym przyszło mi żyć, świadom tego co tracę, zarazem przekonany, że ciągle pozostaje mi futbol.

R: Wspomniałeś już, że pojawiłeś się na Mestalla jako młody chłopak, miałeś 19 lat. Czy nie zabrakło kogoś, kto by cię poprowadził?

E: To było spore nagromadzenie spraw. Osobliwe, brutalne zmiany. Przybywałem po dobrym okresie w Boca, grałem tam non stop. Miałem złudne nadzieje i zapłaciłem za to.

R: Ktoś ci pomagał?

E: Partnerzy i to bardzo, wbrew temu, co mówili ludzie. Dlatego też siadam dumnie w tej szatni, dlatego też chciałem wrócić do Valencii.

R: Czułeś się prześladowany?

E: Bardzo. Pomyliłem się w kilku sprawach, przyznaję się do tego. Otrzymywałem mnóstwo sportowej krytyki ze wszystkich stron od samego początku, także w momencie kryzysu klubu byłem notorycznie karcony. Miałem 19 lat i było mi ciężko. Błądziłem, ale nie poddawałem się. Zostawiłem prasę w spokoju, bo widziałem tylko jedno wyjście. Zmieniłem się i dziś chcę przemawiać do nich tylko z poziomu murawy, jako piłkarz.

R: Czasami zapominano, że masz tylko 19 lat…

E: To nie to. Właśnie dzięki temu, że byłem młody tyle za mnie zapłacono. Oczywiście była pewna presja, ale byłem na to przygotowany. Na cierpienia, które mnie spotkały, niestety jednak nie. Trafiłem tu w nieodpowiednim czasie, na szczęście teraz wszystko jest już w porządku.

R: W Argentynie i Hiszpanii prócz futbolu inna jest też prasa?

E: O tak. Jest bardziej sroga dla piłkarzy, potrafi jednak odpowiednio ich docenić. Piłkarz musi w pełni się angażować i być świadomy, że jeśli będzie robił wszystko należycie, prasa mu to wynagrodzi. Mnie to nie przeszkadza. Oni mają do tego prawo, to ich praca i trzeba się z tym pogodzić.

R: Porównywanie do Barajy na przykład ci przeszkadza?

E: To dobrze, że mówią, że Banega jest jak ten albo tamten, bo zdążyłem już coś osiągnąć i mówi się o mnie w piłkarskim światku. To dla mnie nowa epoka. Cieszę się, że przyrównują mnie do Pipo, bo to dla mnie taki sam mentor, jakim niegdyś był Gago. Dożę jednak do tego, by mówili tylko Banega, bez porównań.

R: W czym zatem musisz się polepszyć?

E: We wszystkim. Wiem, że mam wiele do ulepszenia, wiem też, że mogę tego dokonać. Najbardziej muszę poprawić się w obronie, bo tego stanowczo oczekuje ode mnie trener. Robię spore postępy na treningach i oczekuję, że to zaowocuje w meczach.

R: Czujesz żal?

E: Nie. Mam nadzieję odnosić tu triumfy, dać z siebie wszystko dla Valencii i udowodnić, że nie pomylono się co do mnie. Przed czterema laty, gdy nie byłem jeszcze w pierwszym składzie Boca, podziwiałem takich graczy jak Villa czy Baraja w telewizji. Dziś jestem tu z nimi. Valencia to wielki klub. Żal? Żadnego żalu. Jestem szczęśliwy, że mogę tu grać. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że wszystko może potoczyć się tak szybko, że Valencia zapuka do mych drzwi. Są rzeczy w życiu, którym nie można pozwolić uciec.

R: Masz jakiś pomysł na celebrację bramki?

E: Tak, zamierzam zadedykować ją synowi.

R: Masz syna?

E: Tak, jest w Argentynie ze swoją matką. Ma 3 lata. Nie widuję go zbyt często. Chciałbym mieć go przy sobie, ale niektórych rzeczy w życiu nie można zmienić. Dlatego, gdybym strzelił bramkę byłbym szczęśliwy mogąc cieszyć się dla synka.

R: Musisz mi wybaczyć, ale twoje życie jest zaskakujące.

E: Jest w nim wiele spraw, o których ludzie nie wiedzą. Byłem ojcem grając jeszcze w rezerwach Boca, a teraz mój syn ma już 3 lata. Fajnie jest być tatą. Teraz chciałbym go przede wszystkim zobaczyć.

R: Jak wpływa na was dzieląca was odległość?

E: Jest sporo okoliczności, które uniemożliwiają mi wspólne mieszkanie z synem. Gdy był niemowlęciem dużo podróżowałem, teraz jestem tu w Europie. Dystans powoduje to, że zawszę chcę dać mu jak najwięcej, choć najbardziej marzę o tym, by wziąć go w ramiona.

R: Pamiętasz jeszcze czasy, gdy grając w szkółce Alianza Sport mierzyłeś się z dzieciakiem zwanym Messim?

E: To były piękne czasy! Byliśmy wspaniałym teamem, miałem tam bardzo wielu przyjaciół. Jednak chwilę później przyszło mi przenieść się do Boca

R: Czy jacyś z twoich ówczesnych przyjaciół zdołali się wybić?

E: Z tamtej ekipy wydaje mi się, że nie. To prawda jednak, że grywałem przeciwko Messiemu. Już wtedy był nieokrzesany! Wielu chłopaków z mojej dzielnicy nie sprostało trudom życia i gdzieś się zatraciło. Gdy tam wracam ludzie pozdrawiają mnie, krzyczą: Jak łazisz!. Ja się odwracam i dopóki nie spytam kim są, nie rozpoznaje ich. Życie nie zawsze jest proste, tego się nauczyłem.

R: Teraz, gdy jesteś sławny nie czujesz się nieswojo wracając w stare strony?

E: Trochę tak. Gdy idę ulicą, na której kiedyś rozrabiałem, czuję się obserwowany. Gdy jestem na zakupach z rodzicami ludzie, których znam od zawsze, patrzą na mnie w inny sposób. Ale kocham tam wracać. Czuje się tam szczęśliwy.

R: W którym momencie piłka zmieniła twoje życie?

E: Zawodowo? Kiedy Basile wezwał mnie, abym trenował z pierwszą drużyną Boca. Zagrałem rok w rezerwach. Pewnego dnia powiedział, żebym przyszedł na trening “seniorów”. Zaprezentowałem się przyzwoicie, a on powiedział bym wrócił następnego dnia. Już nigdy potem nie pojawiłem się w rezerwach.

R: Basile jest twoim mentorem?

E: Basile był tym, który mnie dostrzegł i zawsze będę mu za to wdzięczny, ale to trener Miguel Angel Russo miał odwagę na mnie postawić. Wtedy w Boca był Gago, wielka gwiazda drużyny. Pozwolono mu jednak odejść, a wtedy wszystko co dobre rozpoczęło się dla mnie. Russo zaufał mi, a ja postanowiłem mu się godnie odpłacić. Wierzę, że podołałem, bo 10 miesięcy później byłem już w Valencii.

R: Mówisz o Boca, nosisz natomiast tatuaż innego klubu...

E: Tak, Newell’s Old Boys z Rosario. Od dziecka byłem kibicem tego klubu i nadal jestem, ponieważ piłkarzom także pozostaje sentyment do kibicowania.

R: Central i Newell’s. Dwa kluby z Rosario i ani ty, ani Messi nie wywodzicie się z żadnego z nich. Ciekawe.

E: Sztuka zostania zawodowym piłkarzem nie jest łatwa. Wiesz ilu niezwykłych chłopaków kopie piłkę na osiedlowych boiskach? W naszym przypadku ani ja, ani Messi nie dostaliśmy szansy w Newell’s. Po Messiego szybko zgłosiła się Barcelona, mnie zwerbowało Boca.

R: Czuję, że twoi bliscy mogą liczyć na ciebie w dobie kryzysu.

E:Tak, jak najbardziej. Wychowałem się w skromnej dzielnicy, czasem się nie przelewało. Moi rodzice zawsze starali się dać nam (Everowi i jego czterem braciom) jak najwięcej. Nauczyłem się, by nie domagać się o więcej niż jest mi niezbędne. Dlatego teraz jestem gotów zawsze ich wspierać, rodziców i braci, choć wiem, że żadnymi pieniędzmi nie będę w stanie odpłacić im się za to, co oni dla mnie zrobili.

R: Nosisz sentyment do jakiegoś konkretnego prezentu?

E: Na pewno do butów piłkarskich, które dostaliśmy. Trzej bracia jedną parę.

R: I kto w nich grał?

E: Wszyscy trzej. Graliśmy wtedy w jednym klubie, a że mieliśmy podobne rozmiary, brat, który grał o jedenastej, zostawiał je kolejnemu, grającemu o pierwszej, a ten podawał je później mi, gdy zjawiałem się o piętnastej.

R: Czy któryś z twoich braci zajął się futbolem?

E: Wszyscy grają w Rosario, w mniejszych zespołach. Nie mieli szczęścia stać się zawodowcami.

R: Prosiłeś kiedyś o autografy?

E: Tak, raz. Mecz River - Boca. Stałem z kolegami, a bramkarz Comiso podszedł przywitać się z nami. W reakcji poprosiłem go o autograf.

R: Teraz ty jesteś o nie proszony.

E: I jeśli chodzi o dzieci to podpisuję im się z przyjemnością . Nie dlatego, by stać się ich bohaterem, tylko dlatego, że dzieciom należy dać wszystko. Gdy byłem dzieckiem potwornie denerwowało mnie, gdy piłkarz nie odpowiadał na pozdrowienie młodego chłopca. Jeśli jesteśmy w stanie, musimy okazać dziecku jak najwięcej miłości.

R: Czy piłkarz ma przyjaciół?

E: Przyjaciół jest niewielu w życiu. Jedyni dobrzy przyjaciele piłkarza to tacy, którzy znajdowali się przy nim, kiedy był nikim.

R: Innymi słowy sami interesanci?

E: Są i tacy, którzy są przy tobie cały czas, cierpią razem z tobą i są blisko nie ze względu na to co masz, ale kim jesteś.

R: Wiesz, którzy to?

E: Staram się wiedzieć. Wiadomo, że prawdziwa przyjaźń to na pewna rodzina, narzeczona. Nie za wiele tego więcej.

R: Może jakiś piłkarz?

E: W piłce nie udało mi się znaleźć żadnego przyjaciela. Tu jest raczej koleżeństwo, nie przyjaźń.

R: Dlaczego nie odszedłeś w ostatnich dniach okienka transferowego?

E: Otóż to jest futbol. Zeszły sezon miałem na tyle przyzwoity, by zgłaszały się po mnie kluby. Poza kwestiami finansowymi liczy się jednak jeszcze aspekt piłkarski i Valencia pod tym względem absolutnie mnie zadowala. Znajduje się w projekcie, mam szacunek do klubu, świetnych kolegów.

R: Klub naciskał byś został?

E: Kiedy otrzymałem możliwość wzięcia udziału w pretemporadzie nie myślałem, że jest to dla mnie szansa, tylko po prostu czas na znalezienie nowego pracodawcy. Potoczyło się jednak inaczej. Pracowałem solidnie i zacząłem przekonywać trenera. Później przyszły występy w meczach.

R: Czyli Emery nie był do końca szczery, mówiąc, że nie widzi cię w swoich planach?

E: Emery zawsze był w stosunku do mnie szczery, wszystko mówił mi w twarz. Poczułem presję, gdy klub zgodził się przyjmować za mnie oferty, ale postanowiłem nikogo nie słuchać i pozostać. W końcu Emery uszanował moją decyzję.

R: Zmianiając temat: jak się czułeś po tym, jak Brazylijczycy sprawili tęgie manto Argentyńczykom?

E: Okropnie. Oglądałem mecz w barze i po wszystkim chciałem wyzionąć ducha. Przed nami 3 mecze i wiem, że dla dobra kraju musimy awansować.

R: Gago trafił do Europy i już jest powoływany…

E: Bez pośpiechu, pogram regularnie i wtedy porozmawiamy

Kategoria: Wywiady | Super Deporte skomentuj Skomentuj (8)

KOMENTARZE

1. Fuh10.09.2009; 19:00
FuhCzekalem na to! Super robota Sebol ! :)
2. sebol10.09.2009; 19:12
sebolMordęga przy tłumaczeniu - masakryczna.
Radość użytkowników vcf.pl - bezcenna.
3. Mcsente10.09.2009; 19:46
McsenteNo wywiad konkretny. Nie wiedziałem, że Banega ma syna. Trochę bym się wstydził za te akcje w internecie. Mam nadzieję, że zmądrzeje.
4. Pompek10.09.2009; 21:11
sebol.. ;) i to radość nie jednego ;] "użytkownika" :D !!
5. Pompek10.09.2009; 21:13
hmmm źle napisałem.. i to bardzo.. :/chodziło o odpowiedz do Fuha.. :P - nie odświeżyłem strony.. ;P
6. RokiVCF10.09.2009; 21:21
RokiVCFnoo naprawde fajnie fajnie dobra robota brawo Sebol szacun :D
7. zając43510.09.2009; 22:27
zając435Z 6 miesięcy temu było na tej stronie wiele komentarzy, że przpłaciliśmy za Banegę. Widać - jednak nie. I dobrze! To on może i powinien zastąpić Baraję.
8. goly11.09.2009; 07:29
Nie ma co się podniecać. Banega będzie jeszcze musiał wieeeele dobrego zrobić na boisku by się spłacić i udowodnić, że jego transfer nie był błędem. Ważne że jest na dobrej drodze do tego.