Manuel Fernandes - z niepotrzebnego do kluczowego
11.11.2008; 16:23Manuel Fernandes na Estadio Mestalla trafił w w wakacyjnym okienku transferowym przed sezonem 2007/2008. Do pierwszego składu nie zdołał przebić się za trenera Quique Floresa, tym bardziej nie był w stanie tego dokonać, gdy funkcję szkoleniowca Ches pełnił Ronald Koeman. Portugalczyk bowiem jeszcze za czasów współpracy z Holendrem w Benfice Lizbona, nagrabił sobie u byłego stopera Blaugrany i ten, jak się później okazało, niemalże nie korzystał z jego usług. W konsekwencji Manuel został wypożyczony do Evertonu, a gdy po zakończeniu sezonu wrócił, trenerem Valencii był już Unai Emery, który potrafił docenić umiejętności i zapał młodego gracza.
Sytuacja Manuela Fernandesa w przeciągu kilku tygodni dokonała obrotu o 180 stopni. Piłkarz, który po zakończeniu pobytu w angielskim Evertonie wrócił do stolicy Levantu, od początku zapowiadał, że jego pragnienie gry jest nieopisane i że będzie ciężko pracował, aby swe ambicje zrealizować. Chociaż Unai Emery na początku wsadził Fernandesa do worka z zawodnikami przekreślonymi, podkreślał w wywiadach, iż dawno nie widział tak zdeterminowanego i zaangażowanego piłkarza.
Manelele
pozostał, a los prędko sprawił, że otrzymał szansę zaprezentowania się w ligowym spotkaniu. Stało się tak już w premierowym meczu Valencii inaugurującym rozgrywki Liga BBVA, po tym jak w 17 minucie kontuzji doznał Ruben Baraja. Nawet po tym meczu mało kto obstawiałby, iż Fernandes w kolejnych meczach będzie stanowił o sile pierwszej jedenastki Blanquiegros, niejednokrotnie przyczyniając się do zwycięstw w La Liga.
Podczas wcześniejszej przygody z Valencią, to jest przed wypożyczeniem do Anglii, zawodnik w ciągu 14 kolejek rozegrał 177 minut rozłożonych na zaledwie 4 spotkania. Z tego dwóch meczów nie dograł do końca będąc graczem pierwszej jedenastki, na dwa pozostałe wszedł z ławki rezerwowych. Nigdy nie wystąpił przez pełne 90 minut.
Młody pomocnik już chyba zapomniał o przykrym, poprzednim sezonie w Primera Division. O grzaniu ławki, osobie Ronalda Koemana, nocnych występkach (bójka w dyskotece z udziałem Miguela i kradzieżą zegarków w tle przyp. red.) i pół roku zmarnowanej kariery piłkarskiej. Dobrze zrobiło mu kolejne pół, które spędził w Anglii. W zespole The Toffies mógł spokojnie liczyć na grę, gdyż u Davida Moyesa miał tego gwarancję. Wcześniej bowiem, również podczas półrocznego pobytu na Goodison Park szybko wywalczył sobie miejsce w składzie, stał się ulubieńcem lokalnych kibiców i solidnym, dobrze prosperującym na przyszłość pomocnikiem Ligi Angielskiej, którego Everton mimo wielkich starań, z powodu komplikacji związanych z prawami do karty zawodniczej piłkarza, nie zdołał zatrzymać. Za tamtych czasów Manuel mógł się też cieszyć z powołań do reprezentacji narodowej Portugalii, bo po transferze do Valencii prędko miejsce w kadrze stracił. Podczas swego drugiego pobytu w zespole Moyesa, Fernandes nie błyszczał już tak jak wcześniej, ale grając w większości spotkań zebrał ogranie, pomógł zespołowi ulokować się na 5 miejscu w tabeli i wrócił na Mestalla.
Dziś Manuel Fernandes ma na koncie 10 rozegranych meczów w lidze, z tego aż 8 jako podstawowy gracz. Wcześniej korzystał na kontuzji Rubena Barajy, godnie go zastępując, ale teraz gdy 33-letni El Pipo jest już zdrów Portugalczyk dalej nie ustępuje mu miejsca. Na tę chwilę młody środkowy zagrał 634 minuty, zdobył 2 bramki i zaliczył 1 asystę. Zdaje się zatem, że z każdym meczem znaczenie jego osoby dla drużyny rośnie, a sam zawodnik mimo kliku przeciętnych zawodów komponuje się w zespół i wnosi sporo dobrego w jego szeregi.
KOMENTARZE
tak na marginesie jakas grafika do sciagniecia by sie przydala
O ile mi wiadomo, to Nacho występuje naprawdę rzadko. Imho nie będzie w stanie wgryźć się do pierwszej 11.
Natomiast gra Fernandesa cieszy oko. Nie zapominajmy, że to gracz od zadań destrukcyjnych i aż miło popatrzeć, jak walczy o każdą piłkę, a od czasu do czasu ośmiesza rywali.
Fernandes zaskakuje mnie pozytywnie. Oby dalej sie tak rozwijal. Jeszcze duzo mu brakuje, ale wszystko w jego "rekach".
"Banega sobie radzi" - problem w tym jak.
Do tej pory grywa ogony, do tego slabo.
Jako defensywnego pomocnika wolałbym sprawdzić w lecie Sunnego, wydawał mi się o wiele lepszym, a przede wszystkim bardziej inteligentnym zawodnikiem; Fernandes nie dość, że lubi sobie "pogwiazdorzyć", przeczekując np dobry moment na podanie jakimś niepotrzebnym zwodem, albo wdaje się w dryblingi, kończące się stratami. Nie wiem jak radzi sobie Montoro, ale i on moim zdaniem był o wiele lepszym materiałem na lidera środka pola, aniżeli Fernandes. Jest jeszcze Pallardo, który w Levante ostatnio bramkę trafił ;)
Podobną troche przypadłość jak Fernandes wykazuje Banega - tyle, że jest jeszcze bardziej narwany i nieodpowiedzialny na boisku. Czerwona kartka w meczu z Realem była chyba szczytem głupoty, a to miał być jego mecz - wyszedł od pierwszej minuty.
Mam dziwne wrażenie, że o wiele lepszym rozwiązaniem aniżeli Fernandes czy Banega byliby Igabaza bądź Capi - przerobiony na rozgrywającego na starość. I kosztowaliby nas nie ponad 30, a ledwo ponad 3 mln euro...
Moim zdaniem Fernandes jak i Banega maja szanse zostac w przyszłości dobrymi grajkami.
Fernandes pod okiem Emery'ego wyraznie dojrzał piłkarsko i jakby nie patrzeć jego kreatywność w tworzeniu akcji ofensywnych wzrosła . Co do Sunnego wsadziłbym go do worka razem w tą dwójką, jest młody i pokazywał, że myślenie na boisku nie jest jego mocna stroną, udowodnił jedynie ze jest silny fizycznie. Cała trójka wciąż się rozwija piłkarsko jak i psychicznie, a nam jako fanom VcF pozostaje jedynie czekać, aż te diamenty sie oszlifują pod okiem Unai'a.
A ten lansowany przez Ciebie Sunny nie nierzadko nie łapie się nawet na ławkę rezerwowych w Osasunie, a nie jest to ekipa z górnej półki. I ktoś taki ma być kluczowym zawodnikiem Ches, który wygryzie Fernandesa?
Montoro w Murcii juz lepiej - 206 min., ale niczym szczegolnym sie nie wyroznil. Nie ma wiec rzeczywistej alternatywy dla Fernandesa. Z kolei co do Banegi - wydaje mi sie, ze nic z tego nie wyjdzie.
Ja bym go sprzedał, dopóki jeszcze jest coś wart. Sprowadzenie Capiego bądź Ibagazy byłoby o wiele bardziej rozsądnym posunięciem. Obydwaj mogliby może zagrać ze 2 sezony, ale czy do tego czasu Fernandes zmądrzeje na tyle, by być niepodważalnym liderem środka pola? Osobiście wątpie. W to, że Banega zmądrzeje, aktualnie zupełnie nie wierzę.
Sunny nie dostaje szans, ale w Osasunie w środku pola mają Nekounama, Punala i Fonta. Jeśli dostanie szansę, wierzę, że ją wykorzysta.
Obecnie rzeczywiście jesteśmy na Fernandesa skazani - ale nie wierzę, by w przyszłości błyszczał na tyle, że będzie stanowił o sile zespołu. Bywa, że gdy gra w parze z Albeldą nie tworzą zapory, a jamę, przez którą rywale hasają jak tylko chcą.
Czy moja krytyka Fernandesa jest nieuzasadniona? Wątpię, nie mówię, że jestem w swej krytyce obiektywny, nie twierdzę, że należy go natychmiast odsunąć od składu. Żałuje za to, że w jego miejsce nie mamy Ibagazy bądź Capiego i sugeruję, że w lecie ja bym się z Fernandesem pożegnał, bo moim zdaniem wiele pożytku z niego mieć jednak raczej nie będziemy.
P.S.2 Marcin, podpisałbyś się chociaż, gdy z konta brata piszesz ;]
« Wsteczskomentuj