Baraja: “Czeka nas wyjątkowo gorący tydzień.”
21.02.2008; 00:52
Wygląda na to, że nadchodzące dni będą dla fanów Valencii wyjątkowe… . Bynajmniej nie ze względu na sportowe sukcesy naszych idoli, lecz głównie za sprawą zbliżającej się wielkimi krokami chwili rozpoczęcia procesu ws. pozwu Davida Albeldy.
Wczoraj do dyskusji włączył się kontuzjowany kapitan Blanquinegros, Ruben Baraja. Po sobotnim wywiadzie dla Marcii Miguela Angela Angulo, tym razem to właśnie El Pipo postanowił zabrać głos w sprawie.
Kastylijczyk nie krył przygnębienia z powodu wydarzeń w klubie w minionych miesiącach.
- Czeka nas wyjątkowo gorący tydzień. Do niedawna byliśmy obiektem zazdrości Europy, teraz musimy zeznawać w sądzie, bo kapitan zespołu pozwał klub. To niespotykana sytuacja. Nie chciałbym jednak, by ktoś był poszkodowany.
32-latek określa się jako „bezpośrednią” osobę. Ruben stanowczo odrzuca inkryminacje 30-letniego Angulo, który stwierdził, jakoby został zdradzony przez dwójkę piłkarzy Los Ches:
- Nie zgadzam się z jego opinią. Szanuję ją, ale uważam za niefortunną, ponieważ tylko dolewa oliwy do ognia i poddaje w wątpliwość profesjonalizm i przyzwoitość klubowych partnerów. Jego położenie jest nie do pozazdroszczenia – wydaje mi się, że to skłoniło go do wypowiadania tak negatywnych przypuszczeń.
Urodzony w Valladolid pomocnik kontynuował:
- Pomimo całego zamętu, jaki panuje wokół Valencii, wszelakich plotek, stwierdzeń, samej drużynie nie można nic zarzucać. Ostanie rezultaty potwierdzają naszą coraz lepszą dyspozycję.
Przez osiem lat spędzonych w klubie miałem styczność z wieloma piłkarzami, trenerami czy prezydentami. Zbyt długo tu jestem by tolerować takie komentarze, nie pozwolę na nie.
Odnosząc się do przyjaźni pomiędzy nim a Albeldą, Baraja podkreśla, iż byłby „zadowolony”, gdyby udało się rozwiązać powstały konflikt „bez uszczerbku na ich znajomości.” „W końcu szacunek dla innych to istotna kwestia”, podkreśla.
W czerwcu 2007 roku pomocnik podpisał dwuletnią prolongatę kontraktu – wiążąc się z klubem do czerwca 2010 roku.
Wobec pogłosek, jakoby przedłużenie kontraktu Rubena Baraji miało wywoływać zazdrość wśród towarzyszy z drużyny, zawodnik odpowiada:
- Wszystko potoczyło się tak, jak zazwyczaj. Niektórzy używają mass mediów, by uzyskać przedłużenie umowy, czy też polepszenie zarobków – nie neguję tego. Każdy ma swój własny sposób działania. W moim przypadku wystarczyło 5 minut, by załatwić sprawę. Nie było żadnych napięć. Temat ekonomii był na drugim planie. Nie rozumiem zatem,dlaczego miałoby to generować zazdrość w szatni. To idiotyczne docinki, które nikomu nie pomagają. Nie chcę, aby ktoś podważał mój profesjonalizm, podsumował.
Wczoraj do dyskusji włączył się kontuzjowany kapitan Blanquinegros, Ruben Baraja. Po sobotnim wywiadzie dla Marcii Miguela Angela Angulo, tym razem to właśnie El Pipo postanowił zabrać głos w sprawie.
Kastylijczyk nie krył przygnębienia z powodu wydarzeń w klubie w minionych miesiącach.
- Czeka nas wyjątkowo gorący tydzień. Do niedawna byliśmy obiektem zazdrości Europy, teraz musimy zeznawać w sądzie, bo kapitan zespołu pozwał klub. To niespotykana sytuacja. Nie chciałbym jednak, by ktoś był poszkodowany.
32-latek określa się jako „bezpośrednią” osobę. Ruben stanowczo odrzuca inkryminacje 30-letniego Angulo, który stwierdził, jakoby został zdradzony przez dwójkę piłkarzy Los Ches:
- Nie zgadzam się z jego opinią. Szanuję ją, ale uważam za niefortunną, ponieważ tylko dolewa oliwy do ognia i poddaje w wątpliwość profesjonalizm i przyzwoitość klubowych partnerów. Jego położenie jest nie do pozazdroszczenia – wydaje mi się, że to skłoniło go do wypowiadania tak negatywnych przypuszczeń.
Urodzony w Valladolid pomocnik kontynuował:
- Pomimo całego zamętu, jaki panuje wokół Valencii, wszelakich plotek, stwierdzeń, samej drużynie nie można nic zarzucać. Ostanie rezultaty potwierdzają naszą coraz lepszą dyspozycję.
Przez osiem lat spędzonych w klubie miałem styczność z wieloma piłkarzami, trenerami czy prezydentami. Zbyt długo tu jestem by tolerować takie komentarze, nie pozwolę na nie.
Odnosząc się do przyjaźni pomiędzy nim a Albeldą, Baraja podkreśla, iż byłby „zadowolony”, gdyby udało się rozwiązać powstały konflikt „bez uszczerbku na ich znajomości.” „W końcu szacunek dla innych to istotna kwestia”, podkreśla.
W czerwcu 2007 roku pomocnik podpisał dwuletnią prolongatę kontraktu – wiążąc się z klubem do czerwca 2010 roku.
Wobec pogłosek, jakoby przedłużenie kontraktu Rubena Baraji miało wywoływać zazdrość wśród towarzyszy z drużyny, zawodnik odpowiada:
- Wszystko potoczyło się tak, jak zazwyczaj. Niektórzy używają mass mediów, by uzyskać przedłużenie umowy, czy też polepszenie zarobków – nie neguję tego. Każdy ma swój własny sposób działania. W moim przypadku wystarczyło 5 minut, by załatwić sprawę. Nie było żadnych napięć. Temat ekonomii był na drugim planie. Nie rozumiem zatem,dlaczego miałoby to generować zazdrość w szatni. To idiotyczne docinki, które nikomu nie pomagają. Nie chcę, aby ktoś podważał mój profesjonalizm, podsumował.
KOMENTARZE
Już dużo wcześniej konflikty, osobiste wojenki doprowadziły do odejścia Beniteza.
Smutne to.
Zaczynam nieco inaczej patrzeć na Albeldę. Do myślenia dała mi wypowiedź Barajy (czego nie ma w tym tekście), że Albelda nie chciał odejść z VCF w styczniu, wolał wytoczyć sprawę sądową klubowi.
Miał powody czuć się pokrzywdzony i poniżony, ale czy nie posunął się za daleko?
Innymi słowy przedkłada własny interes nad interes VCF, jaki by ten klub nie był.
Pozostała 2 (Angulo, Canizares) nie zdecydowała się na taki krok.
Mam więc mieszane odczucia.
W procesie nie tyle chodzi o to, że klub nie chciał puścić Albeldy, ale że w rażący sposób zmienił warunki pracy naruszając godność osobistą pracownika.
Klub chciał sprzedać Albeldę w styczniu, ale Albelda domagał się (i ciągle domaga) bezwarunkowego rozwiązania kontraktu, co umożliwiałoby mu odejście do dowolnego klubu za darmo(np.do Villareal). Klub nie zgodził się na to (i ciągle nie zgadza, choć opór z każdym dniem maleje) , więc Albelda poszedł na totalną wojnę.
Tym bardziej Albelda, który z całej trójki ma najbardziej znane nazwisko. Przecież od razu pojawiło się mnóstwo informacji o zainteresowaniu jego osobą przez kilka klubów z Premiership czy Serie A. Dobrze wiedział, że składając pozew przeciwko VCF, przekreśli swoje szanse na grę w tym klubie, nawet po odejściu Koemana. Wiedział tez, że niezmieniając klubu w zimie, jego szanse na wyjazd na Euro maleją, wszak Senna jest w wysokiej formie, a na ławkę lepiej wziąć jakiegoś młodzika, np De la Reda. Tu właśnie wychodzi pazerność Albeldy. Jego plan to zgarnięcie jakiegoś odszkodowania od VCF, a następnie przejście do klubu, który mu zaoferuje największą pensję.
Co innego możnaby sądzić, gdyby MAA czy Canizares opuścili klub. Tymczasem pozostali i - zwłaszcza Santiago - stają murem za Davidem. Póki co wiemy zbyt mało, by wyrażać decydujące osądy.
Najbardziej irytujące jednak nie jest dla mnie samo to, że Koeman wywalił trzy legendy zespołu, może i chciał pozostawić im wolną rękę, by mogli opuścić klub w zimie, ale bierność Solera jest po prostu frustrująca. Nie pojmuję jego postawy... - toż to nawet F. Castro będąc obłożnie chorym, był w stanie wydawać oświadczenia. ;|
« Wsteczskomentuj