„Nietoperze" górą w derbach miasta
14.04.2019; 22:46
Przekonujące zwycięstwo Los Ches
Po dwóch trafieniach Santiego Miny oraz jednym Guedesa, Valencia zwyciężyła Levante 3:1. Bramkę dla lokalnego rywala „Nietoperzy" zdobył po samobójczym trafieniu Carlos Soler. Tym samym drużyna Marcelino utrzymała stratę trzech punktów do czwartej w tabeli Sevilli.
Tradycyjnie już Marcelino dokonał kilku roszad w porównaniu do poprzedniego meczu. Tym razem w miejscu zmagającego się z fizycznym przeciążeniem Rodrigo zagrał Santi Mina, na prawym skrzydle ujrzeliśmy Carlosa Solera, zaś na prawy bok defensywy powrócił Cristiano Piccini.
Spotkanie rozpoczęło się w tempie niczym z Premier League. Piłka wędrowała od jednego krańca boiska w kierunku drugiego. Już w drugiej minucie gospodarze stanęli przed pierwszą okazją do zdobycia gola i ją wykorzystali. Po krótko rozegranym rzucie rożnym, piłkę dostał Gonçalo Guedes, po czym dośrodkował w pole karne na głowę Santiego Miny, który skierował ją głową do bramki gości. 1:0! Chwilę później Portugalczyk występujący tego dnia w roli napastnika pomknął lewą stroną boiska po czym zszedł do środka i oddał potężny strzał w kierunku bramki Fernandeza, lecz wyraźnie chybił.
Valencia imponowała szybkością i jakością wyprowadzanych ataków. W ósmej minucie „Nietoperze” przeprowadziły kolejny szybki atak lewą flanką, gdzie po podaniu Guedesa przed dogodną okazją stanął Dienis Cheryshev. Jego strzał wybronił golkiper Levante. Goście po raz pierwszy poważnie zagrozili Neto w 14. minucie, kiedy to w polu karnym z powietrza uderzył Roger, ale Brazylijczyk był na posterunku, z trudem parując piłkę.
W 27. minucie zakończył się mecz dla Cristiano Picciniego. Włoch po starciu z Antonio Luną padł na murawę i jak się później okazało, nie był już w stanie kontynuować gry. W jego miejsce na boisku pojawił się Francis Coquelin, zaś na prawą stronę defensywy powędrował Daniel Wass. Piłkarze Levante tego dnia nie oszczędzali kości „Nietoperzy”, na co pozwalał arbiter Undiano Mallenco, słysząc przez to często gwizdy z trybun Mestalla. W końcówce pierwszej odsłony meczu przewinienia ze strony Los Granotas nasilały się.
W drugiej połowie Valencia nie zamierzała osiąść na laurach, wiedząc, iż prowadzenie 1:0 wcale do bezpiecznych nie należy. Pierwsi jednak do okazji doszli goście – potężnym strzałem z dystansu popisał się Rochina, jednak piłka trafiła wprost w dobrze ustawionego Neto. W 53. minucie mogła paść druga bramka w tym meczu. Strzał głową Cherysheva sprzed linii bramkowej wybił Coke. Bardzo aktywny był Guedes. Portugalczyk raz za razem sunął z indywidualnymi akcjami, próbując rozerwać szyki obronne Levante, siejąc popłoch wśród defensorów „Żab” i co rusz ich ośmieszając.
W 56. minucie spotkania na Mestalla zapanowała konsternacja. Po rzucie rożnym dla ekipy gości piłkę w polu karnym wybić próbował Carlos Soler, jednak nieszczęśliwie skierował ją w światło swojej bramki. 1:1. Nic nie zapowiadało wyrównania, jednak Los Ches zmuszeni byli gonić wynik. Minutę później wychowanek Valencii szybko jednak zrehabilitował się, kapitalnie wykładając futbolówkę Gonçalo Guedesowi, który uderzył z dużą siłą po długim rogu bramki Fernandeza, trafiając do siatki. 2:1! Zaledwie minutę cieszyli się z remisu piłkarze Levante.
Chwilę później gospodarze zadali decydujący cios. Z lewej flanki świetnie dośrodkował José Gayà, do futbolówki dopadł Carlos Soler, bez zastanowienia uderzając na bramkę gości. Wychowanek trafił w słupek, lecz piłka szczęśliwie przecisnęła się pomiędzy obramowaniem bramki a golkiperem Granotas i trafiła pod nogi czyhającego już na drugim metrze Santiago Miny. Pozostało tylko dopełnić formalności. 3:1!
Po objęciu dwubramkowego prowadzenia, Marcelino zdecydował się zdjąć z murawy Daniela Parejo i Gonçalo Guedesa w obawie przed ich zdrowiem. Frustracja piłkarzy Levante objawiała się bowiem coraz ostrzejszymi faulami, na co wciąż zezwalał sędzia Mallenco. Okazję do pokazania się otrzymał Kang In Lee, zmieniając portugalskiego MVP spotkania. Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie.
Valencia przystępowała do derbów miasta z nożem na gardle, nie mogąc sobie pozwolić na jakąkolwiek stratę punktów. „Nietoperze” wywiązali się z zadania, serwując przy okazji wszystkim oglądającym to starcie świetne widowisko. Teraz przed zawodnikami Marcelino wyjazd do Andaluzji na mecz z Realem Betis i szansa na zniwelowanie trzypunktowej straty do Sevilli.
LaLiga, 32. kolejka
VALENCIA CF – LEVANTE UD 3:1 (1:0)
Bramki: Mina (2’ - 1:0, 63’ – 3:1), Guedes (57’- 2:1) – Soler – sam. (56’ – 1:1)
Valencia CF: Neto; Piccini (32’ Coquelin), Garay, Paulista, Gayà; Soler, Parejo (71’ Gameiro), Wass, Cheryshev; Mina, Guedes (78’ Kang In)
Levante: Fernadez; Coke, Vezo, Cabaco; Rober, Luna (69’ Simon), Campana, Rochina (77’ Bardhi), Jason; Roger (68’ B. Mayoral), Morales
KOMENTARZE
Teraz byle w skupieniu podejść do Villarrealu, doprowadzić dwumecz do pozytywnego zakończenia i z pełnym impetem uderzyć w Betis.
AMUNT VALENCIA!!! :)
Vezo nie wyróżnił się niczym specjalnym. Myślę, że jego szanse na pozostanie w VCF są niewielkie, chyba że nie uda się go nikomu wcisnąć.
Pomyślałem o tym już po pierwszym golu :D Moim zdaniem jeden mecz niczego nie zmienia i latem bym się go pozbył.
Nie, żebym go podpuszczał... ;)
***
Mało było w tym sezonie takich spotkań. To już była Valencia z jesieni 18/19, chociaż trzeba przyznać, że Levante w obronie to amatorka - zwłaszcza zestawiając z naszą defensywą, ale akurat na jej tle blado nie wypada ledwie kilka bloków defensywnych w Europie w tym sezonie. Śmiem twierdzić, że to był nasz najłatwiejszy rywal do końca sezonu, więc dobrze złapać pewność siebie przed Betisem czy Atleti.
Chyba tym, co najbardziej uderzało mając w pamięci mecze z tego sezonu było tempo gry. Czułem się, jakbym miał zmienioną szybkość transmisji na x2. Nie ma co wybiegać w przyszłość w przypadku VCF, ale złapanie najlepszej formy w sezonie tuż przed potencjalnym półfinałem LE, walką o czwarte miejsce i finałem CdR mogłoby nam pięknie wynagrodzić męki w tym sezonie. Mam nadzieję, że Rayo to była pojedyncza wpadka i ten mecz na to wskazuje.
Jest dobrze. Amunt!
Wpadka z Rayo to brak koncentracji, myslenke, że jesteśmy już cudowni i mecz się sam wygra. Karny Parejo czy akcje Ferrana na początku powinny dać 2:0 po 15 min.
« Wsteczskomentuj