Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce
17.03.2007; 20:41
Mająca aspirację do tytułu mistrzowskiego Valencia grała dziś mecz z Racingiem Santander. Zdecydowanym faworytem spotkania były Nietoperze, za ktorymi przemawiał atut własnego boiska, na którym Los Ches odnosili seryjnie zwycięstwa oraz wyższa pozycja w tabeli. Niestety Estadio Mestalla zostało zdobyte i piłkarze Racingu opuszczą stolicę Lewantu z tarczą.
Kibice zgromadzeni na Mestalla byli pełni optymizmu. Już początek spotkania utwierdził ich w przekonaniu, że to Nietoperze triumfują. Jak się jednak okazuje: "Miłe złego początki". Pierwsze sytuacje, które mogły skończyć się bramką miała Valencia. W 4 minucie spotkania sytuację miał Angulo, kilka sekund później uderzał Albelda, jednak bez zamierzonego efektu. Następne kilka minut to nudna gra w środku pola, przerywana od czasu do czasu próbami dośrodkowań w pole karne, gdzie jednak piłka stawała się łupem obrońców bądź bramkarzy. Na kolejną dogodną sytuację czekaliśmy do 18 minuty, kiedy to uderzenia prawą nogą próbował Marchena. Niestety na próbowaniu się skończyło. Za to 2 minuty później pierwszą groźną sytuację przeprowadzili goście i to oni mogli się cieszyć ze zdobycia bramki. Z prawego skrzydła, z odległości 20 metrów w pole karne dośrodkowywał Pinillos(Foto), piłkę na piątym metrze do środka zgrał "wieżowiec" Zigic (Klik), futbolówka trafiła pod nogi Munitisa, który mocnym strzałem nie dał szans bezradnemu w tej sytuacji Canizaresowi (Foto. 1:0 dla Racingu, stało się coś, czego nic się nie spodziewał. Po golu na kolejną ciekawą akcję czekaliśmy do 33 minuty, kiedy to po podaniu od Zigicia strzał oddał Oscar Serrano. Tym razem kunszt bramkarski pokazał Canizares i stanął na drodze piłki do bramki. Za to minutę później mogło być 1:1. Najpierw okazję miał Villa, później w jeszcze lepszej sytuacji był Silva, jednak jego strzał nie zaskoczył portero gości- Tono. Chwilę później na indywidualną akcję zdecydował się Angulo. Prawy pomocnik wypracował sobie dogodną sytuację do oddania strzału, uderzał jednak z lewej nogi i nie udało mu się zmienić wyniku. Na przerwę piłkarze schodzili przy rezultacie 0:1.
Quique Sanchez Flores widząc, że Valencia nie gra najlepiej zdecydował się w przerwie spotkania na zmiany. Widoczny był brak Ayali, zastępujący go Navarro nie ustrzegł się błędów. Mister zdecydował się cofnąć do obrony Marchenę, a w miejsce Davida wstawić ofensywnego Hugo Vianę. Angulo został natomiast zastąpiony przez Joaquina. W drugiej połowie Valencia miała atakować, by wywalczyć korzystny rezultat. Niestety piłka nożna jest sportem, w którym przestawienie się na ofensywny styl gry nie musi oznaczać wcale zdobycia bramek. Przekonała się o tym Valencia, która nie dość, że nie zdobyła bramki, to jeszcze straciła drugiego gola. Ale po kolei... Piłkarze Los Ches wyszli na drugą połowę umotywowani i ruszyli do ataku. Pierwszy szczęścia próbował Del Horno, jednak bezskutecznie. Santander będący natomiast w bardzo dobrej sytuacji cofnął się do obrony i zmusił Valencię do ataku pozycyjnego i skuteczne rozbijał akcje Nietoperzy od czasu do czasu samemu próbując podwyższyć prowadzenie. W 58 minucie uderzał Muntis, tym razem górą był jeszcze Canizares. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Chwilę później bezskutecznie szczęścia szukał Oscar Serrano. Jednak w 62 minucie druga bramka dla Racingu stała się faktem. Z rożnego wrzucał Munitis, a złe krycie obrońców Blanquinegros wykorzystał Oriol (Foto), który pewnie umieścił piłkę w siatce. 0:2 na pół godziny przed końcem spotkania. Marzenia o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej stają się nierealne. Valencia starała się jeszcze uratować honor i zdobyć choć jedną bramkę. Próbował Viana, bardzo aktywny był Del Horno, który kilkukrotnie starał się pokonać bramkarza rywali. Niestety bezskutecznie. Uderzał także Villa, piłka jednak jak na złość nie chciała wpaść do siatki rywala. Trzecią bramkę próbowali zdobyć goście, jednak na ich drodze stawał Canizares. Najlepszą okazję Nietoperze miały w 86 minucie, kiedy to mocnym strzałem z prawej nogi popisał się Morientes. Bramkarza Racingu wyręczył jednak Pinillos, który wybił piłkę z linii bramkowej. To było wszystko na co było stać w dniu dzisiejszym Valencię. Sędzia zagwizdał po raz ostatni i piłkarze zeszli z boiska. Na trybunach smutek, ponieważ gospodarze przegrali 0:2.
Piłkarze, kibice i działacze Valencii nie ukrywają, iż marzą o zdobyciu Mistrzostwa. Żeby jednak triumfować w La Liga trzeba wygrywać, zwłaszcza u siebie. Nietoperze na wyjeździe nie radzą sobie z przeciwnikami i często gubią punkty, nawet w spotkaniach ze słabszymi rywalami. Jeśli do tego dodamy porażkę z Racingiem u siebie, to sytuacja robi się naprawdę nieciekawa. Sprawa tytułu jest jednak w dalszym ciągu otwarta. Trzeba tylko zagryźć zęby i dać z siebie wszystko. Pamiętajmy, że nie ma rzeczy niemożliwych i niech pamiętają o tym sami piłkarze. Wiara czyni cuda. Ja wierzę...
Kibice zgromadzeni na Mestalla byli pełni optymizmu. Już początek spotkania utwierdził ich w przekonaniu, że to Nietoperze triumfują. Jak się jednak okazuje: "Miłe złego początki". Pierwsze sytuacje, które mogły skończyć się bramką miała Valencia. W 4 minucie spotkania sytuację miał Angulo, kilka sekund później uderzał Albelda, jednak bez zamierzonego efektu. Następne kilka minut to nudna gra w środku pola, przerywana od czasu do czasu próbami dośrodkowań w pole karne, gdzie jednak piłka stawała się łupem obrońców bądź bramkarzy. Na kolejną dogodną sytuację czekaliśmy do 18 minuty, kiedy to uderzenia prawą nogą próbował Marchena. Niestety na próbowaniu się skończyło. Za to 2 minuty później pierwszą groźną sytuację przeprowadzili goście i to oni mogli się cieszyć ze zdobycia bramki. Z prawego skrzydła, z odległości 20 metrów w pole karne dośrodkowywał Pinillos(Foto), piłkę na piątym metrze do środka zgrał "wieżowiec" Zigic (Klik), futbolówka trafiła pod nogi Munitisa, który mocnym strzałem nie dał szans bezradnemu w tej sytuacji Canizaresowi (Foto. 1:0 dla Racingu, stało się coś, czego nic się nie spodziewał. Po golu na kolejną ciekawą akcję czekaliśmy do 33 minuty, kiedy to po podaniu od Zigicia strzał oddał Oscar Serrano. Tym razem kunszt bramkarski pokazał Canizares i stanął na drodze piłki do bramki. Za to minutę później mogło być 1:1. Najpierw okazję miał Villa, później w jeszcze lepszej sytuacji był Silva, jednak jego strzał nie zaskoczył portero gości- Tono. Chwilę później na indywidualną akcję zdecydował się Angulo. Prawy pomocnik wypracował sobie dogodną sytuację do oddania strzału, uderzał jednak z lewej nogi i nie udało mu się zmienić wyniku. Na przerwę piłkarze schodzili przy rezultacie 0:1.
Quique Sanchez Flores widząc, że Valencia nie gra najlepiej zdecydował się w przerwie spotkania na zmiany. Widoczny był brak Ayali, zastępujący go Navarro nie ustrzegł się błędów. Mister zdecydował się cofnąć do obrony Marchenę, a w miejsce Davida wstawić ofensywnego Hugo Vianę. Angulo został natomiast zastąpiony przez Joaquina. W drugiej połowie Valencia miała atakować, by wywalczyć korzystny rezultat. Niestety piłka nożna jest sportem, w którym przestawienie się na ofensywny styl gry nie musi oznaczać wcale zdobycia bramek. Przekonała się o tym Valencia, która nie dość, że nie zdobyła bramki, to jeszcze straciła drugiego gola. Ale po kolei... Piłkarze Los Ches wyszli na drugą połowę umotywowani i ruszyli do ataku. Pierwszy szczęścia próbował Del Horno, jednak bezskutecznie. Santander będący natomiast w bardzo dobrej sytuacji cofnął się do obrony i zmusił Valencię do ataku pozycyjnego i skuteczne rozbijał akcje Nietoperzy od czasu do czasu samemu próbując podwyższyć prowadzenie. W 58 minucie uderzał Muntis, tym razem górą był jeszcze Canizares. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Chwilę później bezskutecznie szczęścia szukał Oscar Serrano. Jednak w 62 minucie druga bramka dla Racingu stała się faktem. Z rożnego wrzucał Munitis, a złe krycie obrońców Blanquinegros wykorzystał Oriol (Foto), który pewnie umieścił piłkę w siatce. 0:2 na pół godziny przed końcem spotkania. Marzenia o jakiejkolwiek zdobyczy punktowej stają się nierealne. Valencia starała się jeszcze uratować honor i zdobyć choć jedną bramkę. Próbował Viana, bardzo aktywny był Del Horno, który kilkukrotnie starał się pokonać bramkarza rywali. Niestety bezskutecznie. Uderzał także Villa, piłka jednak jak na złość nie chciała wpaść do siatki rywala. Trzecią bramkę próbowali zdobyć goście, jednak na ich drodze stawał Canizares. Najlepszą okazję Nietoperze miały w 86 minucie, kiedy to mocnym strzałem z prawej nogi popisał się Morientes. Bramkarza Racingu wyręczył jednak Pinillos, który wybił piłkę z linii bramkowej. To było wszystko na co było stać w dniu dzisiejszym Valencię. Sędzia zagwizdał po raz ostatni i piłkarze zeszli z boiska. Na trybunach smutek, ponieważ gospodarze przegrali 0:2.
Piłkarze, kibice i działacze Valencii nie ukrywają, iż marzą o zdobyciu Mistrzostwa. Żeby jednak triumfować w La Liga trzeba wygrywać, zwłaszcza u siebie. Nietoperze na wyjeździe nie radzą sobie z przeciwnikami i często gubią punkty, nawet w spotkaniach ze słabszymi rywalami. Jeśli do tego dodamy porażkę z Racingiem u siebie, to sytuacja robi się naprawdę nieciekawa. Sprawa tytułu jest jednak w dalszym ciągu otwarta. Trzeba tylko zagryźć zęby i dać z siebie wszystko. Pamiętajmy, że nie ma rzeczy niemożliwych i niech pamiętają o tym sami piłkarze. Wiara czyni cuda. Ja wierzę...
KOMENTARZE
:valencia:
Amunt Valencia! :valencia:
// ANO PANUJE, NIESTETY ZNIŻYŁEŚ SIĘ DO TEGO NISKIEGO POZIOMU. POZDRAWIAM. MATEJ.VCF
http://www.marca.com/edicion/marca/futbol/1a_division/goles/es/desarrollo/750935.html
Może przynajmniej te wpadki zaowocują w LM, gdzie pójdziemy jak burza. Oby syndrom Liverpoolu 2005 nad nami świecił.
Amunt Los Ches !
Od dawna patrzyłem trzeźwo na możliwości zdobycia mistrzostwa i twierdziłem, że nie ma na to szans. Trzeba drużynę mocno przebudować, pozbyć się nieprzydatnych piłkarzy (J.Lopez, Viana, Navarro, Regueiro itd.), zastanowić się czy Baraja i Edu są w stanie fizycznie podołać wyzwaniom. Mecz z Racingiem to nie był dołek, ale już dół. Valencia zaczęła dołować już wcześniej - wystarczy przypomnieć sobie piłkarskie gnioty z Gimnastic czy Osasuną, które były pokazem nieudolności i siermiężności.
Powiedzmy sobie szczerze, w konfrontacji z Chelsea nasi mają nikłe szanse, chyba że liczymy na jakiś cud.
Mecz z Racingiem pokazuje gdzie jesteśmy - daleko od mistrzostwa w dosłownym i przenośnym znaczeniu, a jednocześnie na krawędzi zakwalifikowania się do LM. Saragossa jest tylko 1 pkt. w tyle.
Poza tym koncepcja Aragonesa grania blokiem (Valencii) wyjdzie chyba wszystkim bokiem. Gdzie ten sklerotyk ma oczy? Jak można opierać reprezentację na zawodnikach, którzy są w słabiutkiej formie? Do tego równie cienki Torres i Hiszpania będzie miała przechlapane. Zresztą co tam ich reprezentacja. Martwi mnie, że powołanie aż 6 Valencianistas pozbawi Floresa szansy przygotowania się do kolejnych, decydujących meczów. Wrócą zmęczeni, może kontuzjowani i dramat może być jeszcze większy. A tu czeka uzbrojona po zęby Chelsea i jako przerywnik następni chętni w La Liga do utarcia nosa faworotowi. :>
Quo vadis Valencia?
A poza tym nie zapominajcie, że Racing jest ostatnio w świetnej formie.
Co do Albeldy, rzeczywiście odnoszę wrażenie, że ostatnio mniej się angażuje. Może myślami jest coraz bliższy Barcy? Nie wiem, czy racji nie ma jednak Carboni, który chce się pozbyć niektórych zasłużonych. Z Ayalą mu się udało, z Albeldą jeszcze nie. Jeśli Albelda będzie miał zbyt wygórowane żądania finansowe, niech idzie sobie do tej Barcy, ale za dużą kasę. Nie ma ludzi nie zastąpionych. Na jego miejsce przyjdzie Zapater lub Oubina. Może idę zbyt daleko w swoich dywagacjach, ale w życiu, a szczególnie we współczesnej piłce, wszystko jest możliwe.
Z drugiej strony więc patrząc trzeba się cieszyć, że i tak dobrze sobie radzimy w tym sezonie.
tyle w temacie
AMUNT :valencia: !!!
« Wsteczskomentuj