Zaprzepaszczona szansa
25.02.2017; 15:07
Alaves 2:1 (0:0) Valencia
Valencia nie rozgrywała na Mendizorrotza wybitnego spotkania, ale w 70. minucie wyszła na prowadzenie po trafieniu Carlosa Solera. Los Ches nie wykorzystali jednak szansy na wygraną i w kolejnych minutach stracili dwa trafienia, a Fabian Orellana zakończył mecz z czerwoną kartką. Tym samym zakończyła się seria pojedynków bez porażki drużyny Voro.
Po wyczerpującym meczu z Realem Madryt Voro postanowił dokonać kilku zmian w wyjściowym składzie. W linii obrony pojawili się Abdennour i Siqueira, a mecz od początku rozpoczęli także Soler wraz z Mario Suarezem.
Walencka drużyna od pierwszego gwizdka sędziego grała dość zachowawczo i spokojnie. Przez długi czas oglądaliśmy dość przeciętny mecz, w którym działo się niewiele. Jedyną okazja dla „Nietoperzy” do wyjścia na prowadzenie była szansa Carlosa Solera, który po dobrym dośrodkowaniu Siqueiry z kilku metrów od bramki nieczysto trafił w piłkę.
Nieco groźniej bywało pod bramką Diego Alvesa, ale Brazylijczyk kontrolował wydarzenia i dość pewnie spisywał się między słupkami. Ponadto przed samym zejściem do szatni golkiperowi dopisało szczęście, bowiem idealnej sytuacji z bliskiej odległości nie wykorzystał Garcia oddając strzał obok bramki.
Nieco więcej miało miejsce podczas drugiej części gry, a przyjezdnych od straty gola uchronił Diego Alves. Tym razem brazylijskiportero popisał się interwencją w pojedynku jeden na jeden z Sobrino, który chwilę wcześniej w dziecinny sposób ograł defensywę Los Ches. Tymczasem Valencia za wszelką cenę chciała utrzymać się przy piłce i powoli próbowała atakować nieco odważniej.
Przyniosło to efekt w 70. minucie, gdy udało się wywalczyć rzut wolny z osiemnastu metrów. Do piłki podszedł Dani Parejo, którego bardzo dobre uderzenie na poprzeczkę odbił Pacecho, ale poprawka Carlosa Solera przyniosła otworzenie wyniku! To drugie trafienie wychowanka w tym sezonie!
Niestety niedługo trwała radość z prowadzenia zespołu Voro. Już osiem minut później dobrym dryblingiem przed szesnastką popisał się Ibai Gomez, po czym w asyście kilku graczy Valencii oddał precyzyjny strzał, który znalazł drogę do siatki. Nie minęło kilka chwil a rezerwowy drużyny Alaves, Katai wykorzystał fatalną postawę Joao Cancelo, który złamał linię obrony i dał miejscowym drugiego gola. Tym razem nie popisał się też Diego Alves nabierając się na zwód strzelającego i zbyt wcześnie wylądował na ziemi. W kilka chwil podopieczni Pellegrino dokonali remotady.
Z cyklu: jak podnieść ciśnienie kibicom Valencii w sobotni poranek. Cancelo łapie przeciwników w pułapkę ofsajdową. #VCFpl cc: @Mirelll2 pic.twitter.com/9o9Rh8wj6D
— Arkadiusz Bryzik (@Nevan_0) 25 lutego 2017
Szanse Valencii pogrzebała czerwona kartka Fabiana Orellany, która była skutkiem dwóch żółtych. Goście przegrali 1:2 i choć nie grali idealnego meczu, to stracili szanse na zdobycie kolejnych trzech punktów. Pozostaje mieć nadzieję, że wszystko będzie wyglądać lepiej we wtorkowym pojedynku z innym beniaminkiem — Leganes.
La Liga, 24. kolejka: DEPORTIVO ALAVES 2:1 (0:0) VALENCIA
Gole: 0:1 Soler, 1:1 Ibai Gomez, 2:1 Katai
czerwona kartka: Orellana (dwie żółte)
Alavés: Pacheco, Kiko Femenía, Laguardia, Feddal, Theo Hernández, Marcos Llorente, Camarasa (Katai, m. 85), Manu García, Ibai Gómez, Toquero (Romero, m. 75) y Christian Santos (R. Sobrino, m. 60).
Valencia CF: Diego Alves, Cancelo, Abdennour, Garay, Siqueira, Mario Suárez (Nacho Gil, m. 88), Parejo, Carlos Soler (Bakkali, m. 88), Munir (Enzo Pérez, m. 67), Orellana y Zaza.
KOMENTARZE
Rozumiem, że można być zmęczonym, ale stracić punkty w meczu ze słabym Alaves w sytuacji kiedy się wygrywa (co prawda dość szczęśliwym trafem) to po prostu wstyd.
Szlag może trafić jak się widzi wymykające się 3 pkt. i nieudolność Abdennoura, Suareza czy Cancelo (zawalił przy drugiej bramce - zachował się jak początkujący trampkarz).
Jedynka dla Voro, bo trzymał tak długo kompletnie nieprzydatnego Munira (dlaczego w ogóle grał?), zwlekał ze zmianami i wpuścił dopiero 2 minuty przed końcem meczu Bakkaliego i Nacho. Piłował do końca Orellanę, który miał już żółtą kartkę - efekt: czerwień i Orellana nie zagra z Leganes.
W sumie - wracamy do "normalności". Najwyraźniej piłkarze wolą plątać się blisko strefy spadkowej niż patrzeć trochę wyżej - w górę tabeli.
Amunt Valencia!
A oglądałeś mecz? Alaves grało żałośnie, niestety taka jest prawda. Jak rozumiem to o tym pisał pedro, zresztą pełna zgoda w tej kwestii.
Voro ma sporego minusa za ten mecz. Mam nadzieję, że zawodnicy na tyle odpoczęli podczas tego spotkania, że z Leganes wtopy nie będzie, bo przeciwko Atleti na Calderon ciężko szukać punktów przy takiej ilości absencji w ofensywie. No nic.
>w kraju, gdzie podróż na wyjazd może potrwać pół dnia miej daleko w tyle kibiców i ustawiaj grafiki meczów na dwa tygodnie przed, bo kasa musi się zgadzać
>ustaw mecze VCF w niedzielę o 16., następnie środę i sobotę o 13.
>chociaż nic nie stało na przeszkodzie dać Bilbao dzień dłużej na odpoczynek przed pucharami, a VCF dzień dłużej po meczu z Realem i zmienić to na sobotę, środę i niedzielę
Poza tym Voro widząc jak to wszystko wygląda powinien dużo wcześniej wprowadzić zmienników.
Fatalne spotkanie, które Valencia słusznie przegrała bo była zespołem gorszym.
Idealna okazja, żeby w takim meczu dać się chłopakowi pokazać, a w tym czasie Voro nawet wszystkich zmian nie wykorzystał... Po co go brać na ławkę w takim razie?
A wynik wynikiem, po ostatnich występach trzeba było przecież sprowadzić wszystkich na ziemię.
Oj modlę się, żeby latem znalazł się frajer na niego. W Barcelonę nie wierzę, po Gomesie się powinni nauczyć...
tylko najpierw potrzebny jest trener na poziomie trenera Sevilli,a nie jakiś kolejny wynalazek i to trener powinien ustalać kto ma przyjść,a kto odejść,a nie LIM z Mendesem bo wtedy czeka nas kolejny beznadziejny sezon,z kilkoma dobrymi meczami z Realem.
Lay Hoon – bądź co bądź pani prezydent - długo nie było w klubie, po 2-tygodniowym pobycie w Singapurze wróciła i znowu zniknęła z horyzontu. Rozdęte kadrowo departamenty ds. marketingu i komunikacji są pełne pupilków Meritonu, a sprawami sportowymi zajmuje się garstka fachowców. Nie ma w dalszym ciągu struktury sportowej, jedynie jakaś prowizorka z Alesanco i Vicente + tymczasowy trener Voro.
Nic nie wiadomo co będzie w niedalekiej przyszłości, dużo pytań i wątpliwości, a tymczasem kolejni canteranos wyfruwają z VCF w poszukiwaniu szczęścia w innych klubach. Jakoś to wszystko się jeszcze kręci, bardziej siłą inercji. Zdarzają się nawet jakieś zwycięstwa w lidze, niekiedy bardzo wartościowe (ostatnio Real), ale znacznie częściej wstydliwe porażki i sytuacja wraca do normy (Alaves).
Dokąd to wszystko zmierza? Czy tak zarządza się klubem piłkarskim? Podejrzewam, że gdyby Real czy Barca miały takich właścicieli ich potęga szybko by zgasła.
A propos Sevilli – ta farciarska drużyna (np. bramka na 2:1 z Betisem padła po dwukrotnym spalonym) działa mi od dawna na nerwy. Trzeba jednak przyznać, że Sampaoli, chorobliwie nadpobudliwy trener-karzeł, jest dobrym fachowcem.
Przy okazji – szczerze mi żal Asenjo, który po raz 4-ty!!!!!!!!!!!!! zerwał sobie więzadła krzyżowe kolana…
« Wsteczskomentuj