sonda
VCF.pl - Strona Główna
Panel użytkownika załóż konto przypomnienie hasła
RSS RSS

VALENCIA CF – AKTUALNOŚCI

Felieton Sida Lowe

Valencia być może zajmuje siódme miejsce w lidze i nie została w niej pokonana, niemniej, kibice niezadowoleni ze sposobu zarządzania klubem, zaczęli wygwizdywać trenera.

Tuż obok drzwi do szatni na Mestalla, przytwierdzona do ściany obok schodów i mijana przez setki kibiców po zakończeniu każdego meczu, mijana także przez zawodników i trenera, wisi skrzynka na propozycje. Czarna, metalowa „buzón de sugerencias”, z niewielkim otworem. Sprowadźcie Cristiano Ronaldo (i podpiszcie kontrakt z piłkarzem, a nie kupujcie praw do wizerunku [spółka Petera Lima nabyła je w czerwcu na okres sześciu lat ― przy. red.]). Przyjmijcie znów Iana Cathro (trenerska nadzieja Szkocji, były asystent Nuno, który odszedł w czerwcu ― przyp. red.). A może: strzelajcie więcej goli i wygrywajcie spotkania? I czegokolwiek byście nie robili, nie kuście ich.

„Oni” są kibicami Valencii i jeśli wcześniej się nie rozejrzał, trener Nuno Espírito Santo z pewnością zdążył się o tym przekonać. Nie są pantomimicznymi złoczyńcami, jak ich się często przedstawia, jednak Nuno wie, że ten klub nie zawsze jest łatwo prowadzić i, na wypadek gdyby o tym zapomniał, w sobotni wieczór otrzymał nieprzyjemną wiadomość. „Entorno” ― destrukcyjny wir presji, krytyki i zainteresowania wokół siebie ― jak zwykł o tym mówić były szkoleniowiec Barcelony Johan Cruijff, z pewnością również jest tutaj obecne i, by zastosować nietypowy eufemizm, fani Valencii należą do najbardziej wymagających w kraju: głośni, wierni i niebojący się sprzeciwiać. Niejeden spotkał się z gwizdami, niejeden został wygwizdany z Mestalla.

Człowiek z prezencją i charyzmą, w ubiegłym sezonie Nuno zaangażował sympatyków; być może częściowo dlatego, że wiedział o wszystkim. Pielęgnował znajomość, przyprowadził ich jako rodzaj nowej fali entuzjazmu, która zalała klub: pojawili się na treningach, aby wesprzeć zespół, czekali nań z fajerwerkami przed wejściem do stadionu w meczach domowych i witali po wyjazdach. Nuno ustawiał ich w centrum relacji, spotkanie po spotkaniu, a po ostatniej kolejce, gdy Nietoperze zapewniły sobie udział w Lidze Mistrzów, powiedział że dokonali tego wspólnie. Był popularny, lecz w tym tygodniu lud zwrócił się przeciw niemu.

„Mestalla contra Nuno” brzmiał nagłówek w Superdeporte, zręcznie używając części „estalla” ― „wybuchać”. Mestalla wybuchło, w porządku.

Do końca zostało parę minut, Valencia remisowała 0:0 z Betisem. Oddali 22 strzały, z czego tylko pięć z nich było celnych, i choć rywale grali w dziesiątkę przez 40 minut, tak na dobrą sprawę nie wyglądali jakby mieli znaleźć drogę do bramki. Pokonana 3:2 przez Zenit trzy dni wcześniej, na spotkanie które przyszło zaledwie 28 tysięcy widzów, Valencia była na drodze do trzeciego domowego meczu z rzędu bez wygranej; czwartego w sezonie, zwyciężyła tylko raz ― w doliczonym czasie w Gijón ― i strzeliła jedynie dwa gole.

Kibice gromkimi brawami pożegnali Joaquína, który opuszczał boisko z ręką wskazującą na serce, dziękując tym samym za pięć lat spędzonych na Mestalla. Naraz przemówili innym głosem: zaczęło się na trybunie, na której siedział Álvaro Negredo, jeden z czterech zawodników wyjściowego składu na Zenit, który pojawił się w kadrze na ten mecz, i przeistoczyło w typową formę okazania niezadowolenia, białą, chusteczkową falę i gwizdy. Później zaczęli przyśpiewkę: „¡Nuno, véte ya!”.

"Nuno vete ya" na trybunach

Posted by VCF.PL on 19 września 2015

Gwizdy niekoniecznie oznaczają, że wszystko się rozsypało, albo że fani nie mogą zostać przekonani raz jeszcze. Nie oznaczają tego nawet niektóre przyśpiewki. Nie w Hiszpanii i z pewnością nie na Mestalla. Było coś w słowach Rodrigo z tego weekendu, gdy powiedział: „Jeśli nie chcesz słyszeć gwizdów, nie wychodź na murawę”. Rzecz w tym, że nie było ich jeden lub dwa, one faktycznie się liczyły: wkrótce przyłączyła się duża grupa kibiców. A po zakończeniu meczu, trener który zazwyczaj prowadził drużynę na środek boiska, żeby podziękować fanom, skierował się wprost do tunelu prowadzącego do szatni. Stamtąd udał się schodami w górę, do pomieszczenia dla prasy. Gdzie, rzecz jasna, został o to zapytany.

„Pytanie jest normalne, a odpowiedź oczywista. Kibice okazują rozgoryczenie i kierują je w stronę osoby odpowiedzialnej za zespół, czyli na mnie. Akceptuję i biorę na siebie tę krytykę”. Po chwili dodał: „Jeśli jest ono spowodowane czymś innym, nie wiem co to takiego i nie interesuje mnie to”.

Właśnie o to chodzi: powód jest inny, przynajmniej w jakimś stopniu. Żądanie poświęcenia głowy trenera już teraz, po czterech kolejkach, jest niedorzeczne i przyznali to nawet najzagorzalsi przeciwnicy Portugalczyka.

Valencia nie została pokonana w tym sezonie ligowym, a przegrała tylko raz w 21 kolejkach ― z kwietniu z Barceloną. Siódme miejsce to nie katastrofa: spytajcie Sevilli, które jest na dnie tabeli i nikt nie domaga się odejścia Unaia Emery’ego, a już z pewnością nie w sposób, w jaki obrócili się od niego kibice Valencii, podczas gdy trzykrotnie zapewnił im trzecie miejsce. Nuno miał rację przyznając: „Nie potrzebujemy zmian, a poprawienia tego, co już robimy”, tak jak i Dani Parejo, gdy wyjaśnił że jest to kwestia „piłki, która nie chce wejść”, potwierdzając: „Gramy lepiej niż rywale: mamy posiadanie, wykonujemy więcej podań, brakuje nam jedynie dobrego wykończenia”.

Oprócz wyników, jest jednak coś nieprzekonującego w tej drużynie. Jak to ujął, nieco dziwnie, pewien lokalny felietonista (a dokładniej Manolo Montalt z Superdeporte, całość po hiszpańsku tutaj: klik! ― przyp. red.): „są jak moja lodówka latem, kiedy nic w środku nie jest chłodne: jeszcze nie zepsuta, ale właściwie niedziałająca”. Nawet poprzedni sezon utrzymywał sztab w niepewności, dotarcie do Champions League było nie tyle celem, co obowiązkiem. Teraz oczekiwania były wyższe, obowiązki także, ale Valencia nie dokonała postępu; w każdym razie, jeszcze nie. Mimo wszystko nawet to nie tłumaczyłoby zmiany. Nie, to sięga głębiej.

To nie tylko brak poprawy, tego niektórzy kibice mogliby się spodziewać; część być może na to czekała. Warunki do użalania się zostały spełnione wcześniej. Odszedł Nicolás Otamendi, a Diego Alves jest kontuzjowany. Pożegnano Iana Cathro ― i być może coś za tym stoi. Tymczasem relacje Nuno z niektórymi piłkarzami stały się nieco bardziej napięte, jego notowania spadły. Ponadto nowy asystent, Phil Neville, stał się popularny wśród zawodników. Chociaż klub wydał w tym okienku więcej niż jakikolwiek inny, liczby mogą być mylące: 74 ze 137 milionów przeznaczono na uiszczenie opłat za piłkarzy wypożyczonych rok temu, których zobowiązano się wykupić.

Więc? Więc było to drugie lato ze wsparciem finansowym Petera Lima i liczono na gwiazdy. Kupiono trzech dziewiętnastolatków: ciekawych piłkarzy zrozumiale przedstawionych jako znak budowania nowej przyszłości, ale nie takich, jakich spodziewała się publiczność. Dwóch z nich reprezentował Jorge Mendes, partner biznesowy Lima. Ten sam Mendes, który zabrał Otamendiego do Manchesteru. Poza tym, nie był to jedyny ruch.

Tego lata odszedł prezydent Amadeo Salvo, podobnie jak dyrektor sportowy Francisco Rufete i jego scout Roberto Ayala. To, że Salvo był tym, który dzięki swojej pracy umożliwił przybycie Lima, było nieistotne: właściciel, nie niesłusznie, chciał swoich ludzi u władzy. Salvo zastąpiła Lay Hoon Chan; nikt nie zastąpił Rufete, co pozwoliło podkreślić że ich role i tak były ograniczone, z właściwą mocą sprawczą skupioną głównie w rękach Lima i Mendesa. Wątpliwości pojawiły się po raz pierwszy.

Wypłynęły raz jeszcze w ten weekend. Nuno, były piłkarz i zarazem pierwszy klient Mendesa, zawsze sprawiał wrażenie menedżera Lima. Kiedy zwolniono Juana Antonio Pizziego, Salvo przyznał że nie było sensu trzymać go tylko po to, by zrezygnował z niego nowy właściciel; relacje Nuno z Rufete nie zawsze były dobre. Może nie było to sprawiedliwe, lecz Portugalczyk był zwycięzcą letniej „wojny domowej”, jak niektórzy pisali. Lim, Mendes i Nuno tryumfowali; co ważne, zwyciężeni byli popularni. Niektórzy sympatycy znacznie obniżyli ocenę trenera i już wtedy pojawiły się gwizdy.

Dwanaście dni temu, Mario Kempes, jeden z najważniejszych piłkarzy w historii i jednocześnie człowiek pełniący funkcję ambasadora klubu, zasugerował, jakoby Nuno miał zbyt dużą władzę. „Nie da się wykonać rzutu rożnego i jednocześnie wykończyć akcję. (...) Uważam że udany poprzedni sezon to zasługa tego, że Nuno był pochłonięty trenowaniem”. Argentyńczyk dodał, że nie spodobało mu się odejście Salvo, Rufete i Ayali oraz że agenci ― tj. Mendes ― angażują się w sprawy Valencii. Nieuchronnie, po remisie 0:0 z Betisem jego słowa wplątały się w mieszankę pozostałych. Jak napisała jedna z gazet w połowie sierpnia: „jeśli futbolówka będzie po stronie Ches, wszystko będzie wspaniale. W przeciwnym razie...”.

Santiago Cañizares powiedział, że są trzy typy ludzi wzywających do odejścia Nuno: ci, którzy oskarżają go o utratę Salvo (oraz Rufete i Ayali); ci, którzy nigdy nie postrzegali go za dobrego trenera; oraz ci, którzy zawsze szukają kogoś do rzucenia oskarżeń. Tym kimś stał się Nuno; nie pozostał nikt inny.

„Kibice okazują rozgoryczenie i kierują je w stronę osoby odpowiedzialnej za zespół, czyli na mnie” ― powiedział 41-latek. Teraz chodzi o coś więcej niż tylko o zespół; to wszystko, nie ma znaczenia czy jest to jego wina czy nie. Każda obiekcja, podejrzenie, stracone szanse i nietrafiony transfer. Nie ma tam Mendesa, a Lim siedzi w prywatnej loży; Nuno jest za to przy linii bocznej, widoczny i wyeksponowany, staje się celem. To jedyna osoba, która może teraz odejść. Mimo to wciąż jest jedna, oczywista droga wyjścia z tej sytuacji: strzelanie goli i wygrywanie spotkań.

Cóż, to tylko taka sugestia.

Kategoria: Felietony | The Guardian skomentuj Skomentuj (3)

KOMENTARZE

1. ThomsonVCF22.09.2015; 16:01
ThomsonVCFFajny tekst, chociaż pisany z pozycji osoby, która nie zgadza się z kibicami(przynajmniej takie odniosłem wrażenie) i z tego powodu nieco tendencyjny. Zabrakło w nim o sprawie Jao Pereiry, zabrakło sprawy Rodrigo Caio i Imbuli, zabrakło wreszcie, co chyba najważniejsze, oceny decyzji(czysto piłkarskich) Nuno i ich wpływu na formę i STYL gry drużyny.
Autor pisał o 3 rodzajach kibiców, którzy chcą odejścia Nuno - ten fragment bardzo mi się spodobał, chociaż ja np. należę do typu kombinowanego, tzn od początku nie miałem przekonania do dorobku i umiejętności Nuno(charyzmy mu nie odmówię - ma jej zaskakująco dużo jak na trenera z Rio Ave) oraz mam do Nuno pretensje o Salvo i zwlaszcza Rufete. Można tego bronić pisząc, że to wina Mendesa. Nuno jako wynalazek Mendesa, nie mający żadnego w zasadzie trenerskiego CV musi liczyć się z odpowiedzialnością za swoją szarą eminencję. Mendes formalnie nie jest zatrudniony w klubie, więc trudno żądać jego zwolnienia. To tak jakby uważać, że polityk powiązany z mafią i lobbujący na jej korzyść, nie jest winny. Winna jest mafia bo to ona odnosi tu korzyść na większą skalę. Absurdalne
Może i kibice Valencii są dumni i trochę zbyt kapryśni, ale nie są też głupi. Widzą co się dzieje za równo na boisku, jak i za jego kulisami. Jeśli zaledwie kilkoma, czy kilkunastoma, świetnymi meczami Nuno mógł kupić sympatię kibiców, to nikogo nie powinno dziwić, że kilkoma fatalnymi meczami i kilkoma podejrzanymi ruchami ją stracił.
2. davidvilla22.09.2015; 16:39
Jak dla mnie, felieton to typowe "lanie wody", nic nowego nie wnosi, ale od czego są felietoniści. Można było pokusić się o głębszą i bardziej złożoną analizę o szerszym "spektrum", jak to zauważył ThomsonVCF.

Nie pomoże to jednak ani Nuno ani drużynie. Trzeba wziąć się za granie, okazja na dopisanie trzech punktów za parę godzin.

3. Vicente7324.09.2015; 15:43
Vicente73A według mnie tej charyzmy, o której pisze felitonista, właśnie Nuno brakuje. I piłkarze to wyczuwają. Zresztą piłkarze są jak robotnicy budowlani: jak wyczują słabość swojego szefa, bezlitośnie to wykorzystują doprowadzając do tragedii. W końcu chcą pracować w przyjaznym i niezbyt wymagającym otoczeniu.