Vae victo ...
05.04.2010; 00:31
Czas Chwały lub Czas Pogardy. Czas Emery'ego.
Celtycki wódz Brennus wiedział, co mówi. Słowa wypowiedziane w IV w. p.n.e. po zdobyciu przez niego Rzymu nadal są aktualne. Każdy zwyciężony musi zapłacić za swoją klęskę. Rzym zapłacił czystym złotem - ale przetrwał. Czym zapłaciłaby Valencia, gdyby w tym roku nie udało się jej awansować do Ligi Mistrzów? Zapewne istnieniem.
Istnieniem, które w zasadzie już teraz graniczy z cudem. Po poprzednim sezonie gigantycznie zadłużona Valencia ledwo, ledwo utrzymała najbardziej wartościowych graczy. Pal licho graczy - Valencia w sobie tylko znany sposób zapewniła wypłacalność wierzycielom. Przyznać muszę, że należałem do stronnictwa największych pesymistów. Bo gdyby na Mestalla ogłoszono bankructwo, klub stałby się istnym bazarem z wyjątkowymi przecenami: kwoty za Villę, Silvę, Matę byłyby zupełnie minimalne i wręcz śmieszne, a wszelkiej maści Reale, Barcelony i Juventusy zacierałyby ręce i wzajemnie gratulowały sobie upadku niegdysiejszego giganta. Tak na szczęście się nie stało, a obecnie Valencia walczy o awans do elitarnej Champions League. Ligi, która jako jedyna może zapewnić klubowi byt w dosłownym znaczeniu.
Osiem kolejek, które pozostały do zakończenia sezonu, mają wyjaśnić wszystko. A wszystko zależy nie tylko od nóg piłkarzy. Dyrektorem całej machiny sportowej jest Unai Emery, obecny szkoleniowiec hiszpańskiego zespołu. Wprawdzie osiem punktów przewagi nad czwartą obecnie Mallorcą to dosyć sporo, jednak znając Valencię nie popadałbym w hurraoptymizm. Aby przewidzieć ruchy Emery'ego (czy to wyjściowe jedenastki, czy to zmiany), stale, nieprzerwanie, topornie stosującego taktykę 4:2:3:1, nie trzeba być nawet cygańską wróżką, a już tym bardziej Nostradamusem. Ten zespół stać na wiele, jednak w tym sezonie widzieliśmy chyba wszystko: od remisu z Teneryfą, przez tracenie bramek w ostatnich minutach meczu, do sromotnego lania w Saragossie. Nie zabrakło jednak pozytywów, a chyba największym jest gra zespołu (wprawdzie zaledwie przez kilka kolejek, ale jednak...) na najwyższym, światowym poziomie. Teoretycznie, jest dobrze.
Ale czy aby na pewno...?
Nie. Mimo wszystko, nie. Fakt, szanse na awans Valencii do Ligi Mistrzów są ogromne. Jakże cudownie byłoby ponownie zobaczyć najlepsze zespoły Europy na Mestalla. Jednak czy cena, jaką zapłaciłby klub za przedłużenie wygasającej w czerwcu umowy, nie byłaby zbyt wysoka? Cenię Unaia za bite rekordy czy też różne zwycięskie passy, ba, nawet za taką błahostkę jak posiadanie trzeciego ataku i obrony w całej lidze. Zastanówmy się jednak nad tym wszystkim troszkę głębiej. Czy:
1) przebłyski formy, która swoją świetnością zadziwiała nawet samych fanów Valencii,
2) trzecie miejsce w lidze,
3) walka o zwycięstwo w Lidze Europejskiej,
4) poprawiony humor nawet podczas najgorszych meczów, spowodowany gestykulacją i ruchami trenera - na co uwagę zwrócili sami piłkarze
można porównywać do:
1) niepewności o dosłownie każdy mecz,
2) ilości straconych nerwów podczas oglądania meczów, w szczególności wyjazdowych,
3) przewidywalności ustawień oraz składów,
4) patrzenia na grę nietykalnych pupili (vide Mata, Pablo), niezależnie od ich formy,
5) niewykorzystywania wartościowych (tutaj spodziewam się ostrej krytyki) zmienników,
6) piorunującej wręcz nieskuteczności,
7) tragicznej gry defensywy oraz tracenia kuriozalnych goli,
8) dyscypliny godnej zakładów karnych cieszących się najgorszą sławą,
9) zapewne każdy miałby coś jeszcze do dodania?
Nie, równać się nie może. Rację mają ci, którzy stwierdzą, że argumenty „za”- mimo ich małej liczebności - gwarantują na razie 3. miejsce w lidze. Przeciwników obecnego szkoleniowca Valencii nie omieszkam nie uszczęśliwić małym porównaniem. Wszak każdy, kto nawet w niewielkim stopniu interesuje się historią, zna przebieg II wojny światowej. A odzwierciedleniem starej dewizy „ilość, nie jakość” jest chociażby wynik największego konfliktu zbrojnego w dziejach świata, który wygrała przyjazna naszej Ojczyźnie Matuszka Rosja. Tak więc kupą go, waszmościowie!
Ale zanim naszego trenera umalujemy smołą, obrzucimy pierzem i wygnamy precz z karczmy „Pod Absurdalnym Mestalla”, warto odstawić kufel pełen złocistego trunku i pomyśleć „na zimno”. Nikt o zdrowych zmysłach nie rzucałby się z kopią na wiatraki, a przecież my do nich nie należymy. A takim zachowaniem można by nazwać nieprzemyślane zwolnienie Emery'ego. Mimo wszystko, klub jest w katastrofalnej kondycji finansowej, a zatrudnienie nowego, DOBREGO szkoleniowca będzie wymagało wyłożenia nie lada pieniędzy na stół. Przy nim zasiąść może kilku kandydatów, ale czy oni gwarantowaliby nawet trzecie miejsce w lidze? Może tak, może nie. Valencia to dosyć dziwny i specyficzny zespół. Posiada niczym nieograniczony potencjał w ofensywie. Gdyby chociaż 1/4... co ja gadam, 1/8 tego potencjału miała defensywa, nawet Emery mógłby celować w mistrzostwo. Ale w takim wypadku potrzeba kogoś, kto potrafiłby z całkiem niezłych przecież graczy stworzyć fortecę nie do zdobycia dla innych. Bo twierdza Emery'ego, póki co, sprawia wrażenie Kamieńca Podolskiego - potężna na zewnątrz, jednak słaba w środku. Wprawdzie jako - tako funkcjonuje, nawet dobrze rokując na przyszłość, jednak nie wiadomo, czy owy Kamieniec będzie rozbudowywany. A Valencia, aby się liczyć w walce o mistrza, potrzebuje Zamościa. I to co najmniej.
Załóżmy jednak, że Emery w sobie tylko znany sposób znajdzie okazję do spektakularnego spadku na piąte miejsce, który nie da Valencii awansu do Ligi Mistrzów. Zostawmy kwestię trenera, bo w takiej sytuacji nie miałoby znaczenia, który z nich poprowadzi rezerwy klubu, od tamtej pory grające na murawie Estadio Mestalla. Skupmy się na konsekwencjach nikczemnego występku Hiszpana. Jak już zostało to delikatnie zasugerowane, bankructwo klubu wiązałoby się z koniecznością sprzedania najbardziej wartościowych aktywów klubu. A więc: piłkarzy, parceli stadionu, wszystkiego, co nadawałoby się na sprzedaż, łącznie z kosiarką używaną do wyrównywania trawy na Mini Estadio. Takiej tragedii nie przeżyłby żaden starszy kibic klubu, związany z Valencią dłużej niż 15 lat. Być może nawet sam Llorente uznałby, że nie warto żyć dla Valencii grającej w trzeciej lidze, bo taka kara grozi za ogłoszenie bankructwa - o ile klub w ogóle by istniał! Jak znamienne mogłyby być skutki braku awansu, chyba każdy potrafi sobie wyobrazić. „Zasługa” obecnego szkoleniowca Valencii byłaby niepodważalna, bo mając ogromne możliwości, nie podołałby postawionemu mu zadaniu. Jednak zostawmy ten wątek. Bo nie warto mówić o rzeczach przygnębiających w dniach Świąt, kiedy powinniśmy się cieszyć i radować.
Ale czy Valencia, ta zwyciężona, upokorzona przez każdy inny klub kupujący jej skarby za marne grosze, potrafiłaby wznieść się na szczyt, jak niegdyś zrujnowany przez Celtów Rzym? Czy mimo ogromnego okupu, który musiałaby zapłacić za przetrwanie, możliwe byłoby jeszcze znalezienie na tyle determinacji i zawziętości, aby wszystko budować od podstaw? Nie wiadomo, a i wątpię, żeby ktokolwiek chciał poznać odpowiedź na to pytanie. Dlatego najważniejszy czas dla klubu ze stolicy Lewantu dopiero nadchodzi. Są tylko dwie możliwości: Renesans lub Apokalipsa, Czas Chwały lub Czas Pogardy. A granica między oboma jest cienka. Cieńsza, niż się niektórym zdaje.
Panie Emery, niech Pan weźmie sobie do serca te słowa: Cuiusvis hominis est errare; nullius nisi insipientis in errore perseverare. Nie trwaj w swojej upartości, wszystko zależy od Ciebie. Przekonaj mnie (i nie tylko mnie) do tego, że byłeś źle oceniany, że myliliśmy się, że zasługujesz na nasze zaufanie, nowy kontrakt i dalszą współpracę. Bo my mimo wszystko nadal wierzymy w sukces, który będzie nam nawet nie jak ratunek. Będzie dla nas niczym zbawienie.
KOMENTARZE
PS: Bardzo dobry tekst, zawsze przyjemnie się czyta takie artykuły. Dziękuję za to.
co do tematu, może i Emery nie jest jakimś super trenerem, popełnia dużo błędów ale patrząc obiektywnie każdy popełnia błędy.Unai słynie ze swoich kuriozalnych decyzji, no ale bądźmy poważni gdybi nie piłkarze, i bądź co bądź Emery, nie mieli byśmy teraz 3 miejsca w lidze.
Osobiscie uwazam ze Emery juz wiekszego poziomu z tym klubem nie osiagnie. Bedziemy grac to co gramy. Nie widzi mi się walka jaj rowny z rownym z Ralem i Barcelona przez caly sezon. Nie z tym trenerem. A czy tego nam najbardziej potrzeba. Jedno sezonowy szczyt formy i sukces i pozniej gra na starym poziomie. Gdyby byl Felix Magath albo Hiddink (zart)
No.2: Juande Ramos, ale z nim byłbym dużo bardziej ostrożny pamiętając to jak zachował się wobec Sevilli.
1. O ile dobrze pamiętam przedsezonowe wypowiedzi Llorente dla bezpieczeństwa budżetu zakładano nie awansowanie do LM. Zatem w przypadku katastrofy i np. 5 miejsca nie grozi nam bankructwo. Co oczywiście nie oznacza zatrzymania wszystkich wartościowych piłkarzy.
2. W związku z powyższym awans do LM będzie czystym zyskiem klubu.
3. Co do żartów Miguela i tego ze nie każdy piłkarz przepada za trenerem, wskażcie mi takiego trenera za którym wszyscy ida w ogień.... nawet Ferguson czy Wenger musiał się rozstać z kilkoma piłkarzami (wielkimi gwiazdami) bo się ze soba poróżniali
4. Wielu z was tęskni za Floresem, ja musze jednak stwierdzić ze jak porównuje drużyny Valencji Emerego i Floresa (zwłaszcza w optymalnym składzie) to drużyna Emerego gra bardziej porywająca, ofensywna piłkę i ma swój styl.
5. Na pewna loteryjność gry zespołu wpływa głównie plaga kontuzji i brak długiej i wyrównanej ławki rezerwowych. I tu znowu przykład ManUtd, które wobec kontuzji Vidicia i Ferdinada notowało gorsze występy.
6. Można się irytować ze trener nie wpuszcza Zigicia na boisko, jednak to zupełnie inny piłkarz niż Villa ich podmiana wymaga radykalnej zmiany taktyki. Z Villa można rozgrywać piłkę kombinacyjnie, na Zigicia trzeba raczej wrzucać piłki w pole bramkowe.
7. Fakt, irytuje u niego brak skutecznych zmian podczas meczu.
Pamiętajcie jeszcze o jednym zajęcie 3ciego miejsca, dobra gra w LE i mistrzostwa świata mogą sprawić ze nasze gwiazdy klub może dostać potencjalnie największe pieniądze. Pieniądze które mogą pozwolić mocno odetchnąć budżetowi. Zakładając ze nowa polityka transferowa będzie tak dobra jak w przypadku: Matahieu, Dealbeta, czy Domingueza czyli za darmo lub za male pieniądze przychodzą dobrej jakości piłkarze może warto byłoby kilku sprzedać.... w takiej sytuacji dobrze jest mieć jednego, stałego trenera ze spójną wizja gry i zespołu.
PS. Z roku na rok pod wodzą Unaia gramy coraz lepiej i gdy w przyszłości wyjdziemy na prostą przy kilku wzmocnieniach możemy mieć naprawdę o wiele lepszy zespół.
1. Sytuacja kadrowa w klubie jest wręcz fatalna, czyja w tym wina ? na pewno po części trenera. Dlaczego ? brak rotacji, nadmierne eksploatowanie kluczowych zawodników. Za to stawiam minus
2. Po 30 kolejkach mamy 56 punktów. Rok temu na tym etapie mieliśmy 49 punktów. Teoretycznie postęp jest, wiec dam plusa.
Po części się zgodzę, że nasza pozycja to również zasługa kiepskiej gry naszych głównych przeciwników, ale imo nie ma ona decydującego znaczenia.
3. Brak dyscypliny i masa czerwonych kartek. Czyja wina ? Czy za Beniteza taka sytuacja miałaby miejsce ? Brak charyzmy? charakteru? wprawdzie teraz uległo to znacznej poprawie, (0 żółtych kartek z Osasuną;O), ale czy problem został rozwiązany?
4. Fatalna postawa na wyjazdach w rundzie wiosennej (brak zwycięstwa), dlaczego się tak dzieje ? Kiepski dobór taktyki? nieumiejętny dobór zadań dla zawodników?
5. Podoba mi się jego pomysł na wykorzystanie Alby oraz Ferandesa w obronie, jakieś jaja musiał mieć by podjąć takie decyzje (chociaż w sumie to nie miał on wielkiego wyboru;P). Za to duży plus.
Czy ostatecznie jestem zwolennikiem czy przeciwnikiem Emerego? Na horyzoncie nie widać nikogo lepszego, nie jest on moim wymarzonym trenerem, ale na nic lepszego w chwilach kryzysu nas nie stać. Przedłużyłbym z nim kontrakt w przypadku miejsca premiowanego awansem do fazy grupowej LM (czyli 3cie miejsce bo 4te miejsce takich gwarancji nie daje) lub wygrania LE.
Brak awansu do LM to dla nas katastrofa i konieczność sprzedaży kluczowych graczy. W takim momencie będzie na nowo budowana drużyna, więc nowy trener wcale nie miałby dużo gorzej niż Emery.
Z drugiej strony wolałbym Emerego niż kogoś takiego jak Manzano, Lotina czy Valverde. Gdyby Emery został byłaby to fatalna wiadomość dla Barajy, Fernandesa, Choriego, Zigica oraz Vicente.
« Wsteczskomentuj