Wieczór zmarnowanych okazji
23.02.2008; 23:03
Miejsce w pierwszej czwórce la Liga oraz gra w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów z każdym kolejnym spotkaniem stają się coraz bardziej nierealnym celem. Skuteczność, z którą zespół ze stolicy Lewantu zdobywa punkty jest niestety co najmniej niezadowalająca. Wprawdzie szkoleniowiec Nietoperzy wciąż powtarza, że z każdym kolejnym spotkaniem zespół prezentuje się lepiej, lecz sam styl gry nie może zaspokajać wymagań sympatyków klubu. Spotkanie z Recreativo Huelva było natomiast kulminacją tegorocznej bolączki ches - nieskuteczności.
Samo spotkanie trudno uznać za wyjątkowo interesujące, choć w ciągu 90 minut było kilka atrakcyjnych sytuacji. Do takich z pewnością zaliczyć można obie bramki spotkania, w większości jednak obraz gry dawał sporo powodów do irytacji, a zwłaszcza sympatykom blanquinegros.
Od samego początku spotkania ofensywną grą zainteresowana była tylko jedna z ekip. Przyjezdni już od pierwszego gwizdka ustawili zasieki obronne, które miały utrudniać życie podopiecznym Koemana. Jednak to nie szczelna defensywa sprawiała największe problemy gospodarzom, lecz własna nieskuteczność oraz bramkarz ekipy z Andaluzji. To właśnie Stefano Sorentino był z pewnością w najlepszym humorze po ostatecznym gwizdku sędziego, bowiem jego skuteczna gra dała ekipie z Huelvy cenny punkt. Umiejętności Włocha w pierwszych minutach testowali skrzydłowi Ches posyłając liczne dośrodkowania na głowę Zigića. W większości wypadków to jednak portero gości ubiegał Serba. Dopiero w 12 minucie bałkański gigant oddał pierwszy celny strzał, lecz zbyt słaby by zdobyć prowadzenie. Kolejne minuty przyniosły lekkie wyrównanie w posiadaniu piłki, a nawet groźną sytuację gości, lecz obrońcy Valencii szybko uporali się z niebezpieczeństwem i na powrót przejęli inicjatywę na boisku. Najjaśniejszymi punktami w ekipie Ches byli Juan Mata oraz Ever Banega, lecz mimo to w grze gospodarzy brakowało dynamiki spowodowanej brakiem zawieszonego za kartki Villi. Niezbyt szybki Zigić nie wspomagał kreatywności kolegów, a z kolei jego skuteczność pod bramką prawie nie istniała. Przewaga Valencii dała jednak w końcu efekt w postaci bramki, a miało to miejsce w 38 minucie. Prowadzenie uzyskał Juan Mata, który został fantastycznie obsłużony dośrodkowaniem przez Evera. Wychowanek stołecznego Realu umieścił piłkę tuż przy słupku i pozwolił na eksplozję euforii na Mestalla. Minutę później wynik powinien ulec podwojeniu, lecz sędzia boczny dopatrzył się spalonego przy dobitce Zigića. Chwilę później niezwykle groźnie z ostrego kąta uderzał Joaquin ale Sorrentino i tym razem był dobrze ustawiony. Do samego końca pierwszej odsłony to ekipa Ches była stroną przeważającą, niestety nieskuteczność jej zawodników nie pozwalała kibicom na spokój.
Na drugie 45 minut oba zespołu wyszły w niezmiennym usposobieniu. Piłkarze Valencii wciąż utrzymywali prowadzenie starając się zapewnić sobie bezpieczne prowadzenie. Z kolei goście z Andaluzji zamknęli się niemal na własnej połowie raz po raz posyłając długie piłki w kierunku osamotnionego Pongolla. Taka strategia dała im upragniony efekt, bowiem w 51 minucie po podaniu francuza bramkę na wagę remisu zdobył Carlos Martins. Pomocnik Recreativo uderzył potężnie z narożnika pola karnego, a piłka po rękach Timo Hildebranda wtoczyła się do bramki. Po tym trafieniu zespół gości kompletnie stracił już ochotę atakować, a skupił się wyłącznie na defensywie. Valencia natomiast mimo stwarzania okazji do ponownego objęcia prowadzenia nie była w stanie pokonać portero przeciwnika. Uderzenie Maty, Banegi, czy Silvy mijały światło bramki, lub też wpadały w ręce Sorrentino. Mimo takiej nieskuteczności zawodnikom Ches udało się wbić piłkę do siatki, lecz po raz kolejny na ich przeszkodzie stanął arbiter, który dopatrzył się spalonego. Jęk zawodu ogranął całe Mestalla, bowiem było to już drugie nieuznane trafienie tego spotkania w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach. W związku z tym gra na murawie z minuty na minutę stwała się coraz bardziej chaotyczna i nerwowa. Próbujący wszelkich wariantów gospodarze byli bardzo blisko bramki, lecz wyjątkowo nieskuteczny tego wieczoru był Zigić. Sytuacji ocalić nie potrafił również szkoleniowiec Nietoperzy wpuszczając na boisko Vicente, Baraję oraz Javiera Arizmendi. Dwóch pierwszych tuż przed końcowym gwizdkiem mogło ocalić komplet punktów, lecz dobre dośrodkowanie Vicente zmarnował kapitan Valencii. W chwilę potem arbiter zakończył spotkanie, a wszyscy zebrani na Mestalla fani, jeszcze przez kolejne kilka dni będą starali się zrozumieć jakim cudem ich zespół nie był w stanie sięgnąć po zasłużone zwycięstwo.
Skrót spotkania do obejrzenia w VCF VIDEO.
Samo spotkanie trudno uznać za wyjątkowo interesujące, choć w ciągu 90 minut było kilka atrakcyjnych sytuacji. Do takich z pewnością zaliczyć można obie bramki spotkania, w większości jednak obraz gry dawał sporo powodów do irytacji, a zwłaszcza sympatykom blanquinegros.
Od samego początku spotkania ofensywną grą zainteresowana była tylko jedna z ekip. Przyjezdni już od pierwszego gwizdka ustawili zasieki obronne, które miały utrudniać życie podopiecznym Koemana. Jednak to nie szczelna defensywa sprawiała największe problemy gospodarzom, lecz własna nieskuteczność oraz bramkarz ekipy z Andaluzji. To właśnie Stefano Sorentino był z pewnością w najlepszym humorze po ostatecznym gwizdku sędziego, bowiem jego skuteczna gra dała ekipie z Huelvy cenny punkt. Umiejętności Włocha w pierwszych minutach testowali skrzydłowi Ches posyłając liczne dośrodkowania na głowę Zigića. W większości wypadków to jednak portero gości ubiegał Serba. Dopiero w 12 minucie bałkański gigant oddał pierwszy celny strzał, lecz zbyt słaby by zdobyć prowadzenie. Kolejne minuty przyniosły lekkie wyrównanie w posiadaniu piłki, a nawet groźną sytuację gości, lecz obrońcy Valencii szybko uporali się z niebezpieczeństwem i na powrót przejęli inicjatywę na boisku. Najjaśniejszymi punktami w ekipie Ches byli Juan Mata oraz Ever Banega, lecz mimo to w grze gospodarzy brakowało dynamiki spowodowanej brakiem zawieszonego za kartki Villi. Niezbyt szybki Zigić nie wspomagał kreatywności kolegów, a z kolei jego skuteczność pod bramką prawie nie istniała. Przewaga Valencii dała jednak w końcu efekt w postaci bramki, a miało to miejsce w 38 minucie. Prowadzenie uzyskał Juan Mata, który został fantastycznie obsłużony dośrodkowaniem przez Evera. Wychowanek stołecznego Realu umieścił piłkę tuż przy słupku i pozwolił na eksplozję euforii na Mestalla. Minutę później wynik powinien ulec podwojeniu, lecz sędzia boczny dopatrzył się spalonego przy dobitce Zigića. Chwilę później niezwykle groźnie z ostrego kąta uderzał Joaquin ale Sorrentino i tym razem był dobrze ustawiony. Do samego końca pierwszej odsłony to ekipa Ches była stroną przeważającą, niestety nieskuteczność jej zawodników nie pozwalała kibicom na spokój.
Na drugie 45 minut oba zespołu wyszły w niezmiennym usposobieniu. Piłkarze Valencii wciąż utrzymywali prowadzenie starając się zapewnić sobie bezpieczne prowadzenie. Z kolei goście z Andaluzji zamknęli się niemal na własnej połowie raz po raz posyłając długie piłki w kierunku osamotnionego Pongolla. Taka strategia dała im upragniony efekt, bowiem w 51 minucie po podaniu francuza bramkę na wagę remisu zdobył Carlos Martins. Pomocnik Recreativo uderzył potężnie z narożnika pola karnego, a piłka po rękach Timo Hildebranda wtoczyła się do bramki. Po tym trafieniu zespół gości kompletnie stracił już ochotę atakować, a skupił się wyłącznie na defensywie. Valencia natomiast mimo stwarzania okazji do ponownego objęcia prowadzenia nie była w stanie pokonać portero przeciwnika. Uderzenie Maty, Banegi, czy Silvy mijały światło bramki, lub też wpadały w ręce Sorrentino. Mimo takiej nieskuteczności zawodnikom Ches udało się wbić piłkę do siatki, lecz po raz kolejny na ich przeszkodzie stanął arbiter, który dopatrzył się spalonego. Jęk zawodu ogranął całe Mestalla, bowiem było to już drugie nieuznane trafienie tego spotkania w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach. W związku z tym gra na murawie z minuty na minutę stwała się coraz bardziej chaotyczna i nerwowa. Próbujący wszelkich wariantów gospodarze byli bardzo blisko bramki, lecz wyjątkowo nieskuteczny tego wieczoru był Zigić. Sytuacji ocalić nie potrafił również szkoleniowiec Nietoperzy wpuszczając na boisko Vicente, Baraję oraz Javiera Arizmendi. Dwóch pierwszych tuż przed końcowym gwizdkiem mogło ocalić komplet punktów, lecz dobre dośrodkowanie Vicente zmarnował kapitan Valencii. W chwilę potem arbiter zakończył spotkanie, a wszyscy zebrani na Mestalla fani, jeszcze przez kolejne kilka dni będą starali się zrozumieć jakim cudem ich zespół nie był w stanie sięgnąć po zasłużone zwycięstwo.
Skrót spotkania do obejrzenia w VCF VIDEO.
KOMENTARZE
Ale bądźmy dobrej myśli , nie przegraliśmy od 4 kolejek :)
Naprawde dawno juz nie widzialem, zeby VCF miala az taka przewage. Juz do przerwy powinno byc ze 3:0. Recre oddalo chyba jeden grozny strzal (no moze 2) i remis.
Pilka nie jest sprawiedliwa... ale to wiemy juz od dawna...
Joaquin i Banega to chyba najlepsi dzis pilkarze na Mestalla.
Szkoda remisu ale jestem przynajmniej zadowolony z gry.
Amunt VCF!!!
W meczach z Betisem, Getafe i Recre liczyłem na dziewięć punktów jednak los do spółki z Koemanem odebrali cztery z nich.
Wynik z pewnośćią nie zwala z nóg, przentowany styl gry Ches również. Wariant z Zigicem na szpicy jednak się nie sprawdził. Nasz gigancik marnował nawet, można by powiedzieć stworzone dla niego sytuacje wymagające tylko odpowiedniego machnięcia łebkiem. Trzeba przyznać, sporo udziału w niepowodzeniu ekipy Ches, bo tak to trzeba nazwać, ma nienagannie broniąca się drużyna z Huelvy na czele z ich bramkarzem.
Także morał jest taki że zostało 13 meczów a liczba punktów do zdobycia (i osiągnięcia tej statystycznej 64) się prawie nie zmniejsza (64-35=29). Rozmiar problemu można łatwo ogarnąć spoglądając na dotychczasowegy dorobek Ches w lidze: 35 punktów w 25 meczach, co daje zaledwie 7 oczek więcej zdobytych w prawie dwukrotnie większej liczbie spotkań.
Niektórzy ciągle wierzą, rozsądni modlą się uefę.
Druga sprawa jest taka, że po meczach tego typu widać ile przepłaciliśmy za Zigića. Szczerze mówiąc - nie dziwię się, że Koeman mu nie ufa.
Kolejna rzecz jest taka, że zawiódł mnie Koeman (po raz kolejny) czekając do 80 minuty ze zmianami, które notabene nic nie wniosły. Arizmendiego zamiast na atak ustawił na boku obrony, ofensywnego Silvę zmienił bardziej defensywnym Barają, a zbędnego Maduro 3mał na boisku. Quique nie lubiłem ze względu na zbyt zachowawczą grę, jak widać Koeman w tej kwestii lepszy nie jest.
AMUNT VCF!!
Z mojej perspektywy pasja i determinacja młodego zawodnika zda się na więcej niż wyczyny pół-kalekiego Vicente.
Nie ma dla mnie usprawiedliwienia - Valencia NIE WYGRAŁA meczu z przyszłym być może spadkowiczem, mając ogromną przewagę!!! Mając ogromną przewagę Real Madryt rozniósł innego możliwego spadkowicza - Valladolid - aż 6:0! I o czym tu dyskutować więcej!?
KOEMAN JEST NAJCHU....WSZYM TRENEREM W VCF OD LAT!!! I dlatego nie wygrywamy takich meczy!
A co do Eduardo to uuu, współczuję mu bardzo. Ma wręcz urwaną nogę, a temu Tayolrowi to dałbym ze 2 lata zawieszenia.
Z góry dziękuje
Co do pilkarzy to mamy 2 wielkie talenty - Ever to pilkarz ktory za niedlugo bedzie rzadzil na srodku pola a Mata zaczyna mi coraz bardziej przypominac Ville.Jest jeszcze Silva , Joaquin , Villa.Mam nadzieje ze kupimy latem jakiegos solidnego srodkowego obronce no i apastnika bo Zigic mimo iz go na poczatku bronilem , nie ma racji bytu w VCF.
Zobaczymy ile jest warta teraz Valencia po meczu z Barcą w pucharze.
styl gry sie poprawil teraz pora na skuteczniejsza gre
mimo tych remisow do czwartego miejsca tracimy tylko 6 punktow i jest bardzo realne ze to 4 miejsce osiagniemy
Amunt Valencia
« Wsteczskomentuj