Sprawiedliwy remis na José Zorila
06.04.2014; 22:59
Bez bramek
W niedzielny wieczór na José Zorila spotkały się dwie godne siebie drużyny – Real Valladolid i Valencia. Poziom gry, jaki zaprezentowały jedenastki obu drużyn nie był najwyższym, a zarówno jedni jak i drudzy nie byli w stanie wykorzystać swoich szans. Ostatecznie mecz zakończył się sprawiedliwym podziałem punktów po bezbramkowym remisie.
Kłopoty z obrońcami sprawiły, że do Valladolid wybrało się dwóch zawodników drużyny rezerw, Salva Ruiz i Sergio Ayala. Żaden z nich nie dostał jednak szansy i u boku Rubena Vezo wystąpił Javi Fuego. O środku pola stanowili Keita i Parejo, a najbardziej ofensywne zadania miał Eduardo Vargas.
Obraz gry od samego początku pokazywał, że czeka nas równy mecz. Pierwsza przed szansą stanęła Valencia. Piłkę na połowie rywala przejął Vargas, po czym wypuścił Paco. Hiszpan, choć znalazł się w dobrej sytuacji nie zdołał pokonać dobrze interweniującego Jaime. W odpowiedzi gospodarze stworzyli sobie okazję za sprawą Larssona, jednak jego strzał odbił Vezo i piłka wyleciała na rzut rożny. Szwed chwilę później musiał zejść z boiska wskutek kontuzji, a zastąpił go Jeffren.
Chwilę później znów okazję mieli Los Ches. Rajd prawą stroną przeprowadził Sofiane Feghouli i tuż przed linią końcową dograł piłkę do wbiegającego Vargasa. Chilijczyk, choć do bramki miał ledwie 5 metrów… nieczysto uderzył futbolówkę, a ta wylądowała w rękach Jaime. Skąd my to znamy? – można byłoby zapytać Edu.
Festiwalu niewykorzystanych szans ciąg dalszy. Po kwadransie gry w drugiej połowie ponownie przed okazją stanął Paco, niemal bliźniaczo podobnej do poprzedniej i tak samo bliźniaczo podobnie ją zmarnował – strzał wprost w rzucającego się Jaime. Z rzutu wolnego rywala postraszyć próbował także Fede, ale piłkę bez problemów piąstkował golkiper Valladolid.
Młody Argentyńczyk jeszcze raz próbował swoich sił, tym razem oddając uderzenie sprzed szesnastki. Efekt? Jaime znów piąstkuje. Na koniec swojej szansy nie wykorzystał również wprowadzony z ławki Pablo Piatti, który otrzymując piłkę w polu karnym mocno uderzył obok słupka… podtrzymującego siatkę bramki.
Valladolid nie pozostawał dłużny i choć duszą część meczu dominował nie mógł do końca stworzyć sytuacji stuprocentowych, a jeśli już jakiekolwiek miał również je zaprzepaszczał. Za nami kolejny bezbarwny mecz w tym sezonie, kolejny remis, z kolejnym zespołem ze strefy spadkowej. Tak czy owak, sezon i tak wydaje być się przegrany a ostatnie następne mecze będą musiały po prostu się odbyć.
Real Valladolid - Valencia CF 0:0
Real Valladolid: Jaime; Rukavina, Rueda, Valiente, Peña; Rubio (Rossi, min.77), Víctor Pérez, Larsson (Jeffren, min.22), Óscar; Manucho (Bergdich, min.58); Javi Guerra.
Valencia CF: Guaita; Joao Pereira, Javi Fuego, Vezo, Bernat; Keita, Parejo, Feghouli (Piatti, min.61), Vargas (Michel, min.81), Fede (Oriol Romeu, min 91); Paco Alcácer.
UWAGA! Jeśli sądzisz, że mógłbyś wspomóc swoją ulubioną stronę w tworzeniu pakietu meczowego i chciałbyś by twoje przemyślenia trafiały do newsów, masz taką możliwość. Wystarczy, że napiszesz post na Twitterze, w treści którego zamieścisz hashtag: #VCFpl. Najbardziej błyskotliwe opinie będą publikowane w zapowiedziach, pomeczówkach czy ocenach redakcji, a najciekawsze z nich trafią na nasz facebook'owy fanpage.
KOMENTARZE
To co Emery zrobił z przeciętnego zespołu Sevilli sprawia ze ręce same składają się do oklasków.
Nasza szansa w tym że ktoś w końcu kupi klub i sypnie kasą, zatrudniając jakiegoś Bielsę czy innego Montaniera (może zechce wrócić do Hiszpanii?).
Po ostatnich przegranych i zremisowanych meczach z wielkimi tuzami hiszpańskiej piłki moje oczekiwania bardzo mocno spadły. Nie będę specjalnie rozgoryczony, jeżeli nie załapiemy się do europejskich pucharów, bo z obecnym składem i formą piłkarzy wydaje się to być nieosiągalne.
Na co czekam? Na pozbycie się długów, dokończenia budowy Nuevo Mestalla i zastrzyku gotówki na przeprowadzenie transferów. Jako fana Valencii zawsze najbardziej irytowało mnie to, że musieliśmy za każdym razem pozbywać się takiego Silvy, czy Albiola, mimo że oni nawet nie do końca chcieli odchodzić. Czekam z niecierpliwością na ten moment, w którym przykładowo Gil okazuje się piłkarzem światowego formatu i zostaje u nas do końca kariery, bo jesteśmy drużyną, która nie musi łatać żadnych dziur...
Kwestia pewnej koniunktury, tego, co siedzi w głowach piłkarzy nie tylko Valencii, ale i innych. Zauważmy, że gdy Emery obejmował stery, mieliśmy w składzie jeszcze takich piłkarzy jak Silva, Mata czy Villa. Były też mniej więcej w tym okresie transfery za grubą kasę, jak Banega czy Zigic, nietrafione, ale cenę wszyscy znają.
Stąd można zaryzykować stwierdzenie, że Emery miał najpierw gwiazdy w zespole, a potem jechał na pewnej renomie, ponieważ nazwa Valencia wciąż budzi pewien respekt w Europie i na świecie.
Niestety, systematycznie osiągane słabe wyniki, chaos w organizacji sporadycznie przysparzał nam wpadek typu po 5 straconych goli z Realem czy wysokie wpadki z drużynami pokroju Saragossy. Zaczął się pewien proces, który trwa i ma swoją kontynuację, mianowicie rywali zaczęli zauważać, że Valencię da się banalnie prosto pokonać i to właśnie utrwaliło się głównie za Emerego (Koeman trenował w sumie krótko). Nie mam w pamięci konkretnych przykładów, ale mieliśmy bodajże mecz o 1 miejsce w grupie LM z Chelsea. Wynik? Chelsea na totalnym luzie wbija 3 bramki, kontrolując przy tym cały mecz, wszystkie nasze groźne akcje wynikały z tego, że oni nam na to pozwolili, wiedząc, że i tak jesteśmy niegroźni.
Później było już tylko gorzej, zwróćmy uwagę na ten przełom. Jeszcze 5-6 lat temu było nie do pomyślenia, by równało się z nami Schalke, Leverkusen, czy Tottenham. A właśnie kadencja Emerego pokazała, że jesteśmy słabsi od tych drużyn, że nasz poziom systematycznie opada.
Klubu nie stać na utrzymanie wyróżniających się piłkarzy i nie mówimy tu nawet o Macie tylko o solidnych zawodnikach typu Jordi Alba. Stąd też przeciętne kluby La Liga wiedzą, że Valencia to przeciwnik wybitnie słaby, a kolejne zmiany trenera powodują tylko parę pozytywnych drgań, co przekłada się na kilka wygranych meczów po to, by za moment znów wróciła szarość.
Jakie są fakty, dał do zrozumienia Valverde, wybierając teoretycznie słabsze Bilbao, gdyż u nas dostrzegł po prostu nie tylko mniejszą wolę walki, ale i mniejszy potencjał!
Z tym zespołem od dawien dawna jest coś nie tak i nie zmienił tego ani Valverde, ani Pizzi. A ile wart jest Emery to pokazał w Rosji, gdzie sentymentów nie było.
Dlaczego zatem radzi sobie w Hiszpanii? Otóż według mnie liga hiszpańska jest niesamowicie specyficzna, na co wpływa także rozkład sił w kraju - każdy inwestor wie, że w tym kraju przeciętny klub może być atrakcyjny tylko wtedy gdy gra z Realem lub Barceloną, zespoliki środka tabeli to zwykłe pomyje w porównaniu z nimi. Jaki jest poziom widać nawet po tym, że często klub bliski spadku do Segunda nagle zaczyna seryjnie wygrywać mecze. Jaki z tego wniosek? Zwycięstwa tutaj są kwestią nie tylko umiejętności, ale samej ambicji, której zwyczajnie brak (nie pomaga w tym także często nieco stronnicze sędziowanie).
Osiągane przez Valencię 3cie miejsce ostatnimi czasu nie było dowodem jej siły bynajmniej, nie w późniejszym okresie, lecz przyzwyczajenia i słabości reszty ligi.
Ten fakt dostrzegł trener Atletico i spójrzmy jak łatwo jest stworzyć w tej lidze konkurencyjną drużynę, która obecnie jest na 1szym miejscu nie dlatego, że jest lepsza niż duet R&B, tylko głównie dlatego, że ma chęć walki, nieustępliwość, pewne umiejętności (gra w obronie, organizacja)i WIARĘ w sukces. I to właśnie ta wiara zaskoczyła Katalończyków oraz Real, oni są w szoku, że ktoś ośmielił się z nimi poważnie powalczyć. Nie mogą tego zrozumieć, to jest właśnie kuriozalne w tej lidze, gdzie osoby będące we władzach przyznają same, że zdobycie mistrzostwa przez kogoś innego niż R/B byłoby medialną i ekonomiczną katastrofą.
Wracając do Unaia jest to po prostu słaby trener na dzień dzisiejszy, który być może się rozwinie, ale braku tzw. jaj jeżeli nie nadrobił do tej pory, to może nie nadrobi nigdy. Jest dobry jeśli chodzi o taktykę, ma dobry warsztat, ale brakuje mu z kolei pewności, nawet odrobiny chamstwa, wyrafinowania (wyrafinowaniem nie jest rozpaczliwa obrona przez ostatnie 10 minut meczu, w którym się wygrywa ani granie piątką obrońców). Wystarczy, że wiatr zawieje inaczej i Sevilla zacznie znowu dołować, a jego zwolnią.
Ta łatwość stworzenia dobrego zespołu w La Liga może zachęcić inwestorów, bo Valencia naprawdę ma warunki na sukcesy z tymi piłkarzami, jakich ma, potrzeba tylko dosłownie kilku zmian i dosłownie paru graczy typu Chicharito, Vela niekoniecznie gwiazd światowego formatu. Sądzę, że Pizzi da sobie radę, gołym okiem widać, że to fachowiec, zamiast zwalniać kolejnego trenera dałbym mu wolną rękę by trener miał możliwość wzięcia krnąbrnych piłkarzy 'za mordy' nie obawiając się utraty posady.
Zastanawiające jest to, że Canales odchodzi od nas i gra sporo w Sociedad, które jest LEPSZE (nie bójmy się tego powiedzieć), Silva i Mata nagle wskakują na wyższy poziom za granicą i na odwrót. Rami będący świetnym obrońcą nagle zaczyna grać jak ostatni partacz, Ruiz który grał znakomicie gdzieś znika, Piatti... No właśnie. W efekcie w kwietniu, gdzie liga wkracza w najciekawszą fazę kibicom pozostaje oglądać się na nowe rozdanie, miejmy jednak na uwadze, że na dzień dzisiejszy do Valencii nie przyjdzie żaden rozgarnięty piłkarz, który spojrzy na to, co dzieje się z klubem.
Młodych gniewnych możemy ogrywać jeszcze kolejne 2-3 lata, walcząc o remisy z Valladolid lub Granadą. Jeżeli nie dorzucimy do tej stawki Zidanes, to z Pavones nic nie zwojujemy i zostaniemy strąceni w przeciętność.
Ten mecz mozna było mimo wszystko spokojnie wyhrać, gdyby nie strzelecka niemoc Paco i Vargasa.
« Wsteczskomentuj