sonda
VCF.pl - Strona Główna
Panel użytkownika załóż konto przypomnienie hasła
RSS RSS

VALENCIA CF – AKTUALNOŚCI

Real Sociedad vs. Valencia — zapowiedź

Krystian Porębski | Michał Kosim, 29.09.2018; 08:17

Była dobra gra, czas na dobry wynik

Piłka jest okrągła, a bramki są dwie. 2:0 to groźny wynik. Niewykorzystane sytuacje się mszczą. Te piłkarskie porzekadła znamy doskonale, a fani Valencii najbardziej na własnej skórze odczuli to ostatnie...

Historycznie

Real Sociedad to siódmy pod względem częstotliwości rozgrywanych spotkań rywal dla Valencii. Oba zespoły mierzyły się w oficjalnych spotkaniach 140 razy. W 61 wypadkach wygrywały Nietoperze, 33 razy był remis, a piłkarze z San Sebastian okazywali się lepsi 46-krotnie. Rywalizacja wyrównana, ze wskazaniem na drużynę z Mestalla. Podobnie jeśli chodzi o rezultat bramkowy – 220:186.

Pierwsze spotkanie rozegrane zostało już w 1931 roku. Ekipa zwana wtedy jeszcze Donostia pokonała Valencię na Atocha aż 7:1. Trzy bramki w tamtym meczu strzelił Francisco Bienzobas, Pichichi pierwszego historycznego sezonu Primera División. To był pierwszy hattrick w wykonaniu snajpera baskijskiej ekipy.

Los Ches szybko zdołali odpłacić się za to lanie. Już w 13. kolejce tego samego sezonu, na Mestalla Valencia pokonała Donostię 4:0. Natomiast również 7:1 ekipie z Walencji udało się wygrać w roku 1935. Co ciekawe we wszystkich wspomnianych spotkaniach w ataku występował Torredeflot i poza pogromem Donostii – strzelał w nich gole. W historii wyższych wyników już nie było, chociaż wielokrotnie zdarzały się szalone starcia pomiędzy tymi zespołami.

Najnowsza historia jest jednak dla Nietoperzy bolesna. Cztery porażki i dwie wygrane przy rezultacie 9:12 nie napawają optymizmem. Zwłaszcza, że w spotkaniach pomiędzy Valencią a Realem Sociedad często iskrzy. W zaledwie sześciu meczach piłkarze z Mestalla obejrzeli... 23 żółte kartki i dwie czerwone, przy 17 żółtych i jednej czerwonej przeciwników. I jeśli chcecie ponarzekać w tym miejscu Parejo, to nie, nie on był oddelegowany do szatni, a Cancelo i Kondogbia.

Gdyby nie poprzedni sezon, wyniki te wyglądałyby jeszcze gorzej. W poprzednich rozgrywkach Valencia wreszcie się przełamała i pokazała wyższość nad ekipą z Donostii. Najpierw na Anoeta po golach Rodrigo, Nacho Vidala i Simone Zazy, a potem na Mestalla za sprawą dwóch trafień Santiego Miny. Liczymy na powtórkę.

Z lotu Nietoperza

Na pytania odpowiedział Michał Kosim.

Zaskoczyła Cię całkiem niezła dla oka gra „Nietoperzy” w meczu z Celtą? Przed spotkaniem spodziewaliśmy się raczej trudnej walki o wynik, a tu nagle podopieczni Marcelino przypomnieli sobie jak się gra w piłkę.

Trochę zaskoczyła, bo ostatnie mecze to był kompletny paraliż Los Ches, a trochę nie, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie zapomniał jacy to są piłkarze i gorsza seria tego nie zmienia. Już wiele razy to mówiłem: w Atleti, Sevilli, Villarrealu i Betisie też zaszły istotne zmiany i oni również w mniejszym lub większym stopniu nie dojechali na początek sezonu. Wszystkie te zespoły zrobiły ostatnio znaczący progres, ale to samo możemy powiedzieć o Valencii, gdzie zmiana działa się już wcześniej – w postawie obrony. W pierwszych trzech meczach pięć straconych goli z Atleti, Espanyolem i Levante, teraz zaledwie jedna bramka w starciach z Betisem, Villarrealem i Celtą. Nareszcie można powiedzieć, że cel Marcelino w postaci stracenia zaledwie 30 goli w tym sezonie ligowym ma prawo nie być jedynie mrzonką. Szczęśliwie nareszcie możemy pochwalić też za sam styl gry i brakuje już tylko przekucia dużej liczby dogodnych sytuacji na gole. Moim zdaniem zabrakło właśnie skuteczności, bo Rodrigo, Guedes czy Wass byli o centymetry od kolejnych trafień. Po tym meczu jestem jednak znacznie spokojniejszy.

Gol Aspasa na konto Murillo, czy nie powinniśmy szukać winnych w tej sytuacji?

Zdaje mi się, że mało kto zauważył coś, co było widać na jednej z powtórek z dalszej perspektywy: że Murillo najpierw miał do krycia Dennisa Eckerta. W tym samym czasie, gdy stoper wszedł z nim w kontakt, Iago Aspas wybiegał spod krycia Gayi. Widać, jak w momencie podania Sisto przed wrzutką prowadzącą do gola Aspasa reprezentant Hiszpanii stoi na pozycji prawoskrzydłowego, po czym Eskert zbiega w strefę Gayi, a Aspas korzysta z faktu, że wbiega będąc dalej od bramki i wyprzedził Murillo, oddając świetny strzał. Aspas to napastnik, któremu zwyczajnie nie zdarzają się mecze bez dogodnej okazji jak jest w formie i zrobił swoje. Nie winiłbym tutaj jakoś bardzo obrony czy jednostek, ta zamiana pozycjami była książkowa. Gdyby wpadła jeszcze któraś z akcji w ataku to taki błysk Iago na nic by się prawdopodobnie zdał.

Julian Montoro z Superdeporte podnosi wątek źle pracujących sędziów VAR. Ma racje, arbitrzy skrzywdzili Valencię?

Nie lubię takich narracji o krzywdzeniu. Gdyby Valencia wygrała 3:1 – a mogła – to nagle tematu VAR-u by nie było. Nie lubię też tak stronniczego podejścia, bo Batshuayi za bezcelowe – ale zgodnie z przepisami spokojnie na żółtą kartkę – trafienie rywala w twarz i odepchnięcie przeciwnika, za które dostał żółtko w późniejszej fazie meczu (gdyby była od razu czerwona to sędzia by się wybronił) mógł też z boiska wylecieć. Na pewno ma rację pod kątem bardziej ogólnych wniosków, że hiszpański VAR wykorzystuje wszystkie możliwe luki do tego, by być bezużytecznym. Największy problem mam z sytuacjami, gdy sędzia gwiżdże spalonego na styk, a później się okazuje, że go nie było. Po co? Przecież jeśli padnie gol to i tak trafienie zostanie sprawdzone pod kątem tego, czy spalony był i zgodnie z przepisami bramka może zostać anulowana. Myślę, że sędziowie na siłę chcą pokazać, że są najważniejsi. A przecież chodziło tylko o sprawienie, by było jak najmniej sytuacji krzywdzących którąkolwiek ze stron. Na początku sezonu to jednak sama Valencia najbardziej się krzywdzi.

Real Sociedad w ostatnich latach był wyjątkowo niewygodnym rywalem dla Nietoperzy, ale dwa ostatnie mecze udało się wygrać po trudnych bojach. Czego możemy się spodziewać tym razem?

Na pewno tego samego, ale o ile porażka Sociedad 1:2 z Barceloną jest wytłumaczalna, tak 2:2 z Rayo Vallecano na własnym obiekcie daje spore nadzieje, że będzie można powalczyć na Anoecie o trzy punkty. Do tego Rulli, nie zapominajmy. W czterech na sześć spotkań ligowych stracili po dwie bramki, co wiele mówi o ich postawie w defensywie. Stawiają zdecydowanie na to, że ich skuteczny atak pozwoli to wszystko zatuszować. I często tak się dzieje. Valencia musi utrzymać pewną grę w obronie i koniecznie poprawić efektywność pod bramką rywala, bo to raczej nie będzie mecz na 1:0 i utrzymanie wyniku. Oba zespoły lubią grę z kontry, choć skuteczność przemawia na początku sezonu zdecydowanie za Txuri-Urdin, którzy strzelili dziewięć bramek, mimo że mniej strzałów od nich (45) oddały w tym sezonie tylko Getafe (43) i Vallecano (42).

Ekipa z Donostii nie ma problemów ze strzelaniem goli, a prym w tym wiedzie Willian José. Jak można powstrzymać Brazylijczyka i czy powinien to być priorytet?

Sam nie wiem czy poświęcanie szczególnej uwagi Willianowi José ma sens. Równie ważne będzie zadanie tych, którzy będą utrudniali zagrania w jego stronę. Na pewno trzeba jednak uważać na wrzutki w jego kierunku i siłę fizyczną. Kluczowa przy pilnowaniu go będzie dobra komunikacja stoperów, czego na początku sezonu też trochę mi brakuje.

Niespodziewani powstańcy

Maraton meczów arcytrudnych powoli dobiega końca. Valencia co prawda nie osunęła się na dno, ale trudno doszukiwać się w tej sytuacji jakichś plusów. Jednym z niewielu jest sama gra w poprzednim spotkaniu. Coś wreszcie drgnęło.

Zespół mimo remisu i jedynej strzelonej bramki, miał naprawdę dobre momenty. Przede wszystkim zauważyliśmy to, czego wcześniej nie było – liderów. Piłkarzy, którzy bardzo chcą być jak najczęściej przy piłce i mogą pociągnąć drużynę do zwycięstwa.

Co prawda żaden z nich nie potrafił zrobić tego w pojedynkę, najważniejsze jednak, że bardzo dobrze ze sobą współpracowali. W pierwszej kolejności bardzo dobre zawody zaliczył Francis Coquelin. Jeszcze przed transferem tego zawodnika na Mestalla trudno byłoby w takie stwierdzenie uwierzyć, ale Francuza w zespole bardzo brakowało. Zapewnił spokój, zrobił swoje, a w rozegraniu jak zwykle, był bardzo poprawny, nie robił głupot, nie zwalniał akcji. Czekamy na więcej i życzymy dużo zdrowia.

Drugim do wyróżnienia jest na pewno Guedes. Portugalczyk wreszcie odpalił. Jeszcze nie na sto procent, może pokazać jeszcze o wiele więcej, ale szarpał, zostawiał w tyle obrońców przeciwników i potrafił raz na jakiś czas dograć piłkę do lepiej ustawionego partnera. Nareszcie zobaczyliśmy ten błysk, iskrę, jeden moment, w którym skrzydłowy Valencii odstawia rywala nie dając mu szans na udaną gonitwę.

I na koniec, ten który strzelił bramkę, Michy Batshuayi. Nie samo trafienie jednak było najważniejsze, a to jak Belg grał przez to spotkanie. Napastnik złapał trochę lekkości, piłka przestała mu odskakiwać, najzwyczajniej w świecie – przestał wyglądać jak kłoda i mieć boiskowe właściwości kłody. Dobrze grał plecami do bramki, szybko rozrzucał piłki do boku i ponownie wędrował na szpicę, co bardzo usprawniało ataki Nietoperzy. To chyba największy plus tego meczu i dobry impuls dla zawodnika. Być może od tej pory gra będzie się mu układała o wiele lepiej.

Jak nie teraz, to kiedy?

Mimo dobrej gry, sytuacja nadal nie jest wesoła. Daleka od paniki, bo ta byłaby teraz niewskazana, ale pozostawiająca dużą presję na zawodnikach. Wygrać trzeba jak najszybciej, najlepiej tu i teraz.

A rywale nie sprzyjają, bo po Villarreal i Celcie, czas na starcia z Realem Sociedad i Barceloną... po drodze w Lidze Mistrzów, trzeba jeszcze zagrać z Manchesterem United, ale to tylko taki szczegół.

Po tych trzech kolejnych meczach, wypadałoby mieć już jakąś wygraną na koncie i pozostawać w grze o pozostanie w europejskich pucharach. W kontekście samej mentalności będzie o to niezwykle trudno. Złapanie wiatru w żagle prędzej czy później przyjdzie – po tym maratonie Valencie wreszcie czekają rywale, z którymi będzie musiała po prostu wygrać. Nabierze rytmu i będzie wreszcie gotowa do walki z każdym jak równy z równym.

Real Sociedad to trudny rywal, zwłaszcza, że Willan Jose to zawodnik z gatunku tych napastników, którzy lubią się porozpychać i może sobie przestawić jednego z defensorów Valencii, bez problemu. Przynajmniej biorąc pod uwagę to jak obrońcy spisywali się do tej pory. Wielkie umiejętności ma przecież też Mikel Oyarzabal, który jeszcze w tym sezonie ani nie trafił, ani nie asystował. Znając życie, przełamie się z Valencią.

Nietoperze na trudnym terenie będą grali z rywalem, z którym wygrana to coś więcej niż tylko 3 punkty. Także w kontekście sytuacji w lidze, kolejnych i poprzednich spotkań. W poprzednim spotkaniu oglądaliśmy już naprawdę dobrą grę. Teraz czas na dobry wynik.

Przypominamy o tegorocznej edycji naszego Forumowego Typera, którego nagrody w bieżącym sezonie funduje użytkownik naszej strony, Maciek_1985

Kategoria: Mecze | własne skomentuj Skomentuj (1)

KOMENTARZE

1. Lolo29.09.2018; 12:09
To ile dzisiaj zremisują? :)